Czy to naprawdę Kambodża?
Nie tak wyobrażaliśmy sobie Phnom Penh kiedy wysiedliśmy z autobusu. Po opuszczeniu klimatyzowanego pomieszczenia uderzyła w nas tak potężna fala gorąca, że staliśmy przez chwilę zdezorientowani i atakowani przez grupę tuk-tukarzy. Kiedy wreszcie oprzytomnieliśmy udaliśmy się do sklepu za rogiem, kupiliśmy kartę sim z Internetem za 6$, a potem za 2$ pojechaliśmy tuk-tukiem do naszego hotelu. Tak, dobrze widzicie płaciliśmy w dolarach i gdyby nie fakt, że wyczytaliśmy o tym na forach, to prawdopodobnie mielibyśmy tak samo zdziwione miny jak podróżujący z nami w autobusie Włosi, którzy mieli ze sobą wyłącznie euro. Pomimo własnej waluty, Khmerzy obsługują turystów w dolarach, ale ten proceder występuję wyłącznie w miejscach turystycznych. Phnom Penh, dwumilionowa stolica kraju do takich miejsc właśnie należy. W niczym nie przypomina biednej i zrujnowanej Kambodży. Dopiero po głębszej analizie, rozmowie z mieszkańcami i wyjazdu poza miasto wychodzi na jaw, że wcale nie jest tak kolorowo jak się wydaje. Choć według Banku Światowego Kambodża jest jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek na świecie, to kwestie takie jak szkolnictwo i zdrowie publiczne nadal pozostawiają wiele do życzenia.
Jak dostaliśmy się do Kambodży?
Zauważyłam, że osoby przyjeżdżające do Kambodży można podzielić na 3 grupy:
- Odwiedzających wyłącznie kompleks w Siem Reap
- Zwiedzających Phnom Penh i kompleks w Siem Reap (to my)
- Przyjeżdżających do Kambodży na dłuższy pobyt
Ci pierwsi to osoby najczęściej przylatujące/przyjeżdżające z Bangkoku na 2-3 dni, żeby zobaczyć słynny kompleks w Siem Reap. Ci drudzy podróżują zazwyczaj z Bangkoku do Siem Reap, a potem dalej do Phnom Penh i Ho Chi Minh, albo na odwrót. Wynika to z faktu, że dość ciężko znaleźć atrakcyjnie cenowo loty do Kambodży, dlatego też wielu decyduje się zobaczyć ten kraj przy okazji zwiedzania Tajlandii bądź Wietnamu. My także zaliczamy się do tej drugiej grupy – do Phnom Penh przyjechaliśmy busem z Ho Chi Minh.
Bilety autobusowe z Ho Chi Minh do Phnom Penh kupiliśmy w polecanym biurze na Facebookowej grupie Wietnam – Faq: Mekong Ekspress, które kosztowały nas 15$ od osoby. Przejazd trwa około 6 godzin, ale dużo zależy też od czasu spędzonego na granicy. Jest dużo postoi na toaletę, a nawet jeden dłuższy na posiłek!
Kambodżańska wiza
O wizie do Kambodży krąży tyle legend i historii, że nie wiadomo w co wierzyć! 😀 Nam także namąciła nieźle w głowie, bo długo zastanawialiśmy się jak to wszystko ogarnąć. Po wielu dyskusjach, przewertowanych blogach i forach doszliśmy do wniosku, że pójdziemy na łatwiznę i kupimy wizę na granicy. Oficjalnie wiza kosztuje 30$, a nieoficjalnie 35$. Pozwólcie, że Wam opowiem jak to u nas wyglądało.
Po przyjeździe na granicę, do naszej międzynarodowej grupki podszedł jakiś Pan, który zaczął zbierać od nas paszporty. Powiedział, że musimy mu dać 1$ od paszportu, żeby Wietnamscy urzędnicy mogli wypełnić jakieś wnioski. 😀 Oczywiście to ściema i próba wyłudzenia, ale wiedzieliśmy też, że jeśli mu nie damy tego hajsu, to nasza przeprawa przez granicę będzie trwała znacznie dłużej. W końcu tak jakoś namąciliśmy, że zamiast 1$ daliśmy 20 000 VND za naszą dwójkę. Przeszło! Opuściliśmy Wietnam i ruszyliśmy w stronę Kambodży.
Nasz „przewodnik” od przeprawy powiedział, że teraz musimy zapłacić 35$ za wizę. Tym razem potulnie daliśmy zażądaną kwotę, gdyż czytaliśmy co robią gdy ktoś nie chce dać tych 5$ łapówki. Nierzadko taki człowiek brany jest na koniec kolejki, albo specjalnie go przetrzymują, żeby sobie trochę posiedział na granicy. Czytaliśmy też jak niektórym autobusy odjeżdżały nie czekając na nich. Może to tylko wyolbrzymione historie, ale my nie chcieliśmy ryzykować świętego spokoju za te 5$. Zwłaszcza, że za te 35$ przekroczenie granicy trwa nie dłużej jak 20 minut.
Asiban Quay Boutique Hotel
W Phnom Penh zatrzymaliśmy się na jedną noc w Asiban Quay Boutique Hotel. Wybraliśmy ten obiekt, ze względu na świetną lokalizacje – ok. 400 metrów od pałacu i 1 km od Wat Phnom. Minusem była głośna okolica, bo okno mieliśmy na ruchliwą ulicę. Irytujący był też personel, który non stop nagabywał do skorzystania z usług ich zaprzyjaźnionych tuk-tukarzy czy restauratorów. Oczywiście wszystko drożej niż jakby samemu ogarnąć, więc uważajcie. Hotel też nie należał do najtańszych, ale biorąc pod uwagę jakość i lokalizację cena 30$ za nocleg była dla nas do zaakceptowania.
Co warto zobaczyć w Phnom Penh? Pałac Królewski!
Zwiedzanie Phnom Penh rozpoczynamy od wizyty w Pałacu Królewskim, do którego mamy zaledwie 400 metrów z naszego hotelu. Zanim jednak ruszycie na zwiedzanie pamiętajcie, że:
- Pałac otwarty jest w godzinach 8-10;30 i 14-17:00.
- Należy mieć ubrania zakrywające ramiona i sięgające za kolana.
- Bilety kosztują 10$
-
Kompleks Pałacowy
Pałac Królewski jest stosunkowo nowym kompleksem, gdyż jego budowa rozpoczęła się w 1860 roku w czasie okupacji francuskiej. Stąd też jest doskonałym przykładem architektury khmerskiej z lekkim francuskim akcentem. Obiekt zamieszkiwany jest od momentu jego powstania, z wyłączeniem okresu reżimu Czerwonych Khmerów (1975-79). Część, w której obecnie mieszka rodzina królewska jest wyłączona ze zwiedzania.
Najbardziej imponującym budynkiem z całego kompleksu jest oczywiście Sala Tronowa. Co ciekawe, nie jest to pierwsza sala tronowa w tym miejscu, bo wcześniejszy budynek został zburzony w 1915 roku, a obecny wybudowano w 1917. Wewnątrz Sali Tronowej znajdują się trzy królewskie trony (jeden jest bardziej w stylu zachodnim, a pozostałe dwa są tradycyjne) oraz złote popiersia królów i królowych Kambodży, poczynając od panowania króla Ang Dounga. Niestety, nie wolno fotografować wnętrz.
Tuż obok Sali Tronowej znajdują się jeszcze Skarbiec Królewski, Królewska Sala Bankietowa oraz Pawilon Napoleona III. Nie sposób też nie zauważyć starannie zadbanej roślinności znajdującej się na terenie pałacu.
-
Kompleks Świątynny
Tuż obok pałacu znajduje się prawdopodobnie najświętsze miejsce w całej Kambodży – Srebrna Pagoda (Wat Ubaosoth Ratanaram lub Wat Preah Keo Morakot). Świątynia jest domem dla Szmaragdowego Buddy wykonanego z kryształu (podobnie jak w Tajlandii, tyle że bez żadnych legend, bo kambodżański powstał w XVII lub XIX wieku). Uwagę przyciąga też podłoga wykonana w całości ze srebra.
Dla mnie khmerski pałac królewski to taka uboższa wersja pałacu królewskiego Bangkoku. Można dostrzec mnóstwo podobieństw, ale z drugiej strony widać też ogromną przepaść jaka dzieli obydwa kraje. Nie jest tajemnicą, że Tajska gospodarka ma się znacznie lepiej i widać to nawet po rozmachu obydwu kompleksów.
Co warto zobaczyć w Phnom Penh? Muzeum Narodowe!
Nieopodal pałacu znajduje się imponujący budynek Muzeum Narodowego. Dla wielu to wspaniałe uzupełnienie wycieczki po Angkor Wat, gdyż znajdują się tutaj także znalezione tam eksponaty. Nie decydujemy się jednak na wejście do środka. Przyglądamy się uważnie gmachowi, który wzbudza zainteresowanie przechodniów i ruszamy dalej. Od razu też przypominamy sobie gdzie tak naprawdę jesteśmy, bo wystarczyło wyjść poza pałacowe mury, żeby znów ujrzeć jeden wielki śmietnik na ulicy… 🙁 Niestety, te piękne kolorowe zdjęcia, które tu widzicie często kontrastują z biedą i brudem.
Co warto zobaczyć w Phnom Penh? Świątynia Wat Phnom!
Tego dnia, dosłownie rzutem na taśmę udaje nam się dotrzeć jeszcze do Wat Phnom. Przyjechaliśmy tutaj Tuk-Tukiem z okolicy pałacu za 2$. Mieliśmy 40 minut do zamknięcia, ale to w pełni wystarczyło by zobaczyć tą niewielką świątynię. Płacimy symbolicznego dolara za wejście, robimy szybko zdjęcia i lecimy na górę zobaczyć co kryje się w środku!
Wat Phnom jest buddyjską świątynią, która powstała w XIV wieku i jest najwyższą strukturą religijną w mieście. Legenda mówi, że zamożna wdowa o imieniu Penh znalazła w rzece duże drzewo koki, wewnątrz którego znajdowały się cztery brązowe posągi Buddy. Penh zbudowała małą świątynię ku ich czci na sztucznym wzgórzu wykonanym przez mieszkańców wioski. Wkrótce miejsce stało się sanktuarium, przyciągającym tłumy wiernych. Sto lat później, w roku węża podniesiono górę i zaczęto nazywać ją Phnom Penh. Nikt jeszcze nie wiedział, że w przyszłości miejsce to stanie się stolicą kraju! I kto by pomyślał, że nazwa khmerskiej stolicy pochodzi od zamożnej wdowy? (mnie się podoba, tak feministycznie). 🙂
Spacerem do hotelu wzdłuż Mekongu
Wat Phnom była około 1,5 km od naszego hotelu. Słońce zaszło już za horyzont, więc postanowiliśmy wrócić do naszej noclegowni na nogach. Była to świetna decyzja, bo promenada parkowa nad Mekongiem wyglądała o tej porze super! Pomijam już jakiś pożar z przeciwległego brzegu 😀 ale po raz kolejny nie docierało do mnie, że jestem w Kambodży. W tym miejscu widoki niewiele różniły się od tych zachodnich, ale tak naprawdę było to kolejne złudzenie. Utwierdziliśmy się w tym przekonaniu po miejscu, które było w planach na kolejny dzień.
Co warto zobaczyć w Phnom Penh? Muzeum Ludobójstwa Tuol Sleng (S-21).
Następnego dnia wstaliśmy dość wcześnie, bo w planach mieliśmy mało przyjemne miejsce – Muzeum Ludobójstwa. Jest ono nieco oddalone od centrum, dlatego podjechaliśmy tu Tuk-Tukiem za 3$.
Wejście na teren Muzeum kosztuje obecnie 8$ wraz z audioguidem, który koniecznie musicie ze sobą zabrać. W Muzeum nie ma zbyt wielu opisów stąd też audioguide jest narzędziem obowiązkowym.
-
A mieliśmy być mądrzejsi…
Po 1945 roku wydawać by się mogło, że świat już nigdy nie dopuści do podobnej tragedii jaką były obozy śmierci. Historia jednak nie uratowała nas przed tragiczną wojną w Wietnamie, czy reżimem Czerwonych Khmerów w Kambodży. Szacuje się, że Ci drudzy przyczynili się do wymordowania od 10 do 25% populacji Kambodży. To niewyobrażalna tragedia, która wydarzyła się 20 lat po wyzwoleniu Auschwitz. Choć skala tych wydarzeń jest nieporównywalna, to w obydwu przypadkach zginęło mnóstwo niewinnych ludzi, a jeszcze więcej cierpiało nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. W Kambodży niemal każda rodzina straciła kogoś bliskiego. Niektórzy nie wiedzą nawet jak, gdzie i kiedy zginęli ich bliscy. Takich historii jest tysiące, jak nie więcej. Udało mi się poznać jedną z nich. Kiedy już wychodziliśmy z Muzeum spostrzegliśmy starszego pana siedzącego przy stoliku z książkami. Okazało się, że to jeden z czternastu ocalałych z więzienia S-21, które właśnie skończyliśmy zwiedzać. Za 10$ sprzedawał swoje tragiczne wspomnienia z tamtego okresu, a ja za wszelką cenę chciałam poznać historię tego człowieka. Skoro odwiedzamy jego kraj, jesteśmy mu to winni.
-
S-21 najgorszy twór reżimu
W 1967 roku w Kambodży wybuchła chłopska rebelia na czele której stanęli Czerwoni Khmerzy – do tej pory funkcjonujący jedynie jako jedna z kilku frakcji Komunistycznej Partii Kambodży. Do partyzantki dołączyło wówczas wielu ludzi, którzy myśleli, że walczą o wyzwolenie kraju. Wśród nich był Bou Meng, który dołączył wraz ze swoją żoną. Nie wiedział wówczas, że Ci za których walczy, wkrótce będą sami próbować go zabić.
W 1975 roku Czerwoni Khmerzy obalili rządzący reżim, a w jego miejscu utworzyli Demokratyczną Kampuczę. Dowodzeni przez Pol Pota Czerwoni Khmerowie wprowadzili politykę znaną jako „Rok Zerowy”. Polityka ta doprowadziła do śmierci ogromnej liczby osób, zarówno wskutek głodu, jak i przepracowania oraz egzekucji. Najbardziej krwawą instytucją jaką stworzono za ich rządów było więzienie S-21, którego siedziba znalazła się w jednej z khmerskich szkół w Phnom Penh.
Szacuje się, że w S-21 zginęło około 16 tys. ludzi, a przetrwało tylko 14 – wśród nich Bou Meng. Nie zdołał on jednak uratować swojej żony, którą torturowano, a ostatecznie zabito na polach śmierci. Ich dzieci zagłodzono na śmierć w jednym z dziecięcych centrów. Bou nigdy nie zrozumiał za co trafił do więzienia. Podobnie jak wiele innych ofiar, które w żaden sposób nie były związane ze sceną polityczną, ani nie udzielały nikomu wsparcia. Nie dano im jednak prawa głosu, a ich ręce mocno związano. Zrobiono im tylko pełne żalu i smutku zdjęcia, które do dziś znajdują się w murach S-21.
-
Nadal boli…
Po upadku reżimu w 1979 roku rozpoczęła się kolejna walka o przetrwanie. Pochłonięta wojną domową Kambodża nie miała czasu rozprawić się z oprawcami reżimu, którzy wymordowali około 2 milionów ludzi. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że większość z nich, szczególnie kadra więzienna miała zaledwie 15-21 lat. Pomimo tortur i morderstw jakich się dopuścili na więźniach, kilka lat po upadku reżimu sami nazywali się jego ofiarami. Szczególnie, że każdy sprzeciw z ich strony był równoznaczny z więziennym losem. Nie każdy jednak potrafi im wybaczyć. Z drugiej strony, wybór dzieci i młodzieży do tej grupy nie jest przypadkowy – młode osoby zawsze łatwiej poddadzą się manipulacji, co jednak nie zwalnia ich od obowiązku poniesienia konsekwencji.
Bou Meng przetrwał, bo uratowały go jego zdolności artystyczne. Przez cały swój czas malował najróżniejsze obrazy czy portrety czując nad sobą oddech śmierci. Nie uniknął jednak tortur, głodu i zimna, które na zawsze pozostawiły ślad na jego ciele i psychice. Jego los na zawsze związał się z tym miejscem, pomimo że uciekał od niego przynajmniej dwa razy. Wracał, bo choć cierpiał, to wiedział, że musi opowiedzieć światu swoją historię – prawdę.
Nie wiedział tylko, że będzie musiał się tak długo z nią mierzyć. Pol Pot, lider Czerwonych Khmerów nie doczekał nawet procesów umierając przedwcześnie. Pierwsze starania o utworzenie specjalnego Trybunału rozpoczęto dopiero w 1997 roku. Mniej więcej do tego czasu, większość oprawców, w tym naczelnik więzienia S-21 Kaing Guck Eav pseudonim DUCH żyli w luksusowych willach na terenie Kambodży, mając do dyspozycji nawet po kilka aut. Procesy rozpoczęły się dopiero w 2006 roku, czyli niemal 30 lat po upadku reżimu. Co gorsza, większość oskarżonych nie potrafiła przyznać się do winy, często wypierając się słowami „nie wiedzieliśmy, że tak było/że to istniało”.
-
Kiedy nadejdzie sprawiedliwość
Mówi się, że czas leczy rany, ale te w Kambodży nadal krwawią. Choć wielu ludzi wyzbyło się nienawiści do swoich oprawców, nadal nie zaznali sprawiedliwości. Politycy rządzący krajem nadal mają na swoich rękach ślady krwi, a władza sądownicza wciąż jest słaba i skompromitowana w oczach obywateli. Gospodarka kraju pomimo ciągłego wzrostu nadal pozostaje w tyle w porównaniu do sąsiedzkich państw. System szkolnictwa i zdrowia publicznego kuleje. To jest właśnie pokłosie reżimu i nieuporządkowania sceny politycznej. Póki to się nie zmieni, Bou i inni Khmerowie nie zaznają sprawiedliwości.
Dlatego jeśli kiedykolwiek będziecie w Phnom Phnem okażcie szacunek tym ludziom i poznajcie ich historie, o której niewiele się mówi w Europie. Wiem, że nie mam dla Was zbyt wielu zdjęć z tego miejsca, ale wierzcie mi – człowiek nie ma ochoty ich robić, a poza tym nie wypada…
Co warto zobaczyć w Phnom Penh? Wat Ounalom!
Trudno było nam się pozbierać po tych wszystkich historiach i strasznych obrazach, które towarzyszyły nam podczas zwiedzania S-21. Tuk-tukarze chcieli nas jeszcze zabrać na Pola Śmierci, które oddalone są o 7 km od Phnom Penh, ale wydaje nam się, że już bez nich odrobiliśmy lekcje z kambodżańskiej historii. Kazaliśmy się zawieść do świątyni, która znajdowała się tuż obok naszego hotelu – Wat Ounalom.
To XV wieczny buddyjski kompleks świątynny, który uchodzi za ważne centrum kultu religijnego. Nie jest to jednak turystyczne miejsce, a raczej miejsce zamieszkania buddyjskich mnichów. Uwagę przykuwa ogromnych rozmiarów gong z logo ASEAN (Association of Southeast Asian Nations – Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej), do którego Kambodża przystąpiła w 1999 roku. Podejrzewam, że ten gong stworzono z okazji 50-lecia ASEANu w 2017 roku.
Jedziemy zobaczyć Angkor Wat!
Po oglądnięciu świątyni poszliśmy do hotelu odświeżyć się i zabrać bagaże. W pobliskiej firmie przewozowej kupiliśmy bilety na busa za 11$, którym dojechaliśmy do Siem Reap. Przejazd trwał 7 godzin z postojami na toaletę i posiłek.
To już wszystko co dla Was przygotowałam! 🙂 Mam nadzieję, że znajdziecie tu sporo cennych i ciekawych informacji o stolicy Kambodży! 🙂
Zobaczcie też pozostałe wpisy z naszej podróży po Azji:
Informacje praktyczne o podróży
Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw serduszko/komentarz pod postem lub polub nas na Facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje! <3
2 komentarze
Tym wpisem przypomniałas mi naszą podróż Kambo+Tajlandia 5 lat temu:) Też odebraliśmy Phnom Penh jako nieco oderwane od prawdziwej kambodżańskiej rzeczywistosci, ale miasto i tak nam się podobało. Pamiętam, że trafilismy tez na nocleg z balkonem, z ktorego mielismy widok na kompleks pałacowy:) Mamy bardzo miłe wspomnienia:)
Hej Ruda! Cieszę się bardzo, że przywołaliśmy dobre wspomnienia! My też mile wspominamy Phnom Penh, pomimo że zdaje się nie pasować do reszty kraju. Widać taki urok tego miejsca! 🙂