Azja Koh Phi Phi Podróże Tajlandia

Koh Phi Phi – jak spędzić 3 dni na wyspie?

7 stycznia 2020
Niełatwy wybór

Nie jest tajemnicą, że tajskie plaże zaliczają się do najpiękniejszych na świecie. Ale czy wiecie też, że Tajlandia może się pochwalić zawrotną sumą 1430 wysp? Być może nie jest to rekordowa liczba, ale nie zmienia to faktu, że przy takim wyborze każdy znajdzie coś dla siebie! Sęk w tym, że przy takiej ilości człowiek sam nie wie czego chce i nagle z założenia prosty wybór staje się nie lada wyzwaniem. Sami rozważaliśmy różne opcje, w tym także wyspy po wschodniej stronie, tj. Koh Samui, itp. W końcu jednak wybór padł na Koh Phi Phi. Choć wiele osób odradza najpopularniejszą tajską wyspę, a znajdą się i tacy co jej nawet nienawidzą, to my i tak postanowiliśmy dać jej szansę. W końcu Ci co na nią tyle narzekają, też tutaj byli, więc dlaczego by nie przekonać się na własnej skórze jak to w rzeczywistości jest?

Wyspy Phi Phi

Wyspy Phi Phi to grupa wysp w Tajlandii, pomiędzy Phuket a wybrzeżem Cieśniny Malakka. Administracyjnie są częścią prowincji Krabi. Ko Phi Phi Don jest największą wyspą z grupy, ale plaże drugiej co do wielkości wyspy, Ko Phi Phi Lee cieszą się dużą popularnością (tak dużą, że od 2018 są zamknięte do czasu odbudowania się ekosystemu). Pozostałe wyspy w grupie to Bida Nok, Bida Nai i Bamboo Island (Ko Mai Phai).

Jak dostaliśmy się na Koh Phi Phi?

Na Koh Phi Phi przyjechaliśmy prosto z Parku Narodowego Khao Sok. Bilety na Koh Phi Phi kupiliśmy w naszym hotelu. Za transfer zapłaciliśmy 750 THB od osoby. To najtańsza dostępna opcja, na którą składa się: dwugodzinny przejazd do Krabi (300 THB), przejazd z dworca do portu (50 THB) i dwugodzinna przeprawa promowa (300 THB). Niestety, na taką przeprawę trzeba liczyć cały dzień. Pomimo, że wyruszyliśmy o 8:00 z Khao Sok, na Koh Phi Phi dotarliśmy dopiero ok. godziny 16:00.

Po wyjściu ze statku przywitał nas hałas i tłum ludzi – totalne przeciwieństwo spokojnego Khao Sok, z którego dopiero co przyjechaliśmy. Zanim dotarliśmy na ląd musieliśmy jeszcze zapłacić 20 THB od osoby. Jest to opłata turystyczna, która rzekomo ma być przeznaczona na walkę ze śmieciami.

Phi Phi Sea and Hill Resort

Na Koh Phi Phi spędziliśmy trzy noce. Jak to na wyspach bywa, wszystko było znacznie droższe niż to co do tej pory mieliśmy. Także ceny w hotelach były znacznie wyższe i pomimo takiego sobie hotelu w cale nie zapłaciliśmy mało. Zarezerwowaliśmy 3 noce za 587 zł w Phi Phi Sea and Hill ResortObiekt oddalony jest około 15-20 minut od portu i położony na sporym wzniesieniu. Jeśli zależy Wam na ciszy i spokoju, to jest to dobry wybór. Co do samego komfortu, to w tym przypadku stosunek jakości do ceny był najniższy. Pokoje były małe, ale wystarczające dla naszych potrzeb. Co ciekawe, w pokoju mieliśmy umywalkę, bo chyba nie zmieściła się w łazience. 😀 Minusem był też brak półek, więc jak ktoś chciałby się rozpakować, to nie było gdzie. W pokoju mieliśmy też dwa karaluchy, ale biorąc pod uwagę, że goniły po całej wyspie, to zakładam, iż w każdym hotelu można je spotkać! 😉

Pogoda na Koh Phi Phi w drugiej połowie Listopada

Zdecydowanie temperatura na Koh Phi Phi najbardziej dawała nam się we znaki. W miarę możliwości chodziliśmy od cienia do cienia – nawet na plaży. Czasami nawet morska kąpiel nie dawała wystarczającego wytchnienia. Wieczór bez porządnej ulewy i burzy był wieczorem straconym. Całe szczęście, że w ciągu dnia było w miarę stabilnie, choć ostatniego dnia pogoda zepsuła się już koło południa.

Całodniowy rejs wokół wyspy z Phi Phi Cabana Team

Po przybyciu na wyspę, rozpoczęliśmy polowanie na wycieczki. Od początku wiedzieliśmy, że chcemy popłynąć na całodniowy rejs wokół wyspy. Akurat ktoś na Facebookowej grupie Tajlandia FAQ (którą bardzo polecamy) wrzucił relacje z całodniowego rejsu, który kupił od pośrednika Phi Phi Cabana Team. Jego opis bardzo nam przypadł do gustu i sami skorzystaliśmy z oferty od tego pośrednika. Firma z którą popłynęliśmy nazywała się Rose Hanna i jako jedyna miała w ofercie rejs od 10:00 do 19:00 za 1400 THB. W cenie był też smaczny lunch, świeże owoce oraz napoje.

Organizator wypożycza też sprzęt do snorkelingu (rurki i maski), ale dla mnie wydało się to mało higieniczne. Miałam swoje okularki pływackie i do nich w sklepie dokupiłam sobie zwykłą rurkę do pływania za 200 THB. Jak się domyślacie – na wyspie jest spory wybór wodnego asortymentu.

Dzień I – rejs wokół wysp

Następnego dnia zjawiliśmy się o umówionej godzinie w miejscu zbiórki. Ku naszemu zaskoczeniu zebrała się całkiem spora grupa ludzi. Nie wiem czym sobie zasłużyliśmy na to wyróżnienie, ale my, dwie Brazylijki i para z Norwegii zostaliśmy odseparowani od reszty grupy. Okazało się, że było tylu chętnych na wycieczkę, że trzeba było przygotować aż dwie łodzie: jedną dużą i jedną małą. Dla naszej szóstki był to wygrany los na loterii, bo zamiast gnieść się w kilkanaście osób na łodzi, mieliśmy niemal prywatną wycieczkę. Na początku kierowca naszej motorówki trzymał się blisko większej łódki, ale potem się rozdzieliliśmy. Dzięki temu udało nam się nawiązać fajny kontakt z pozostałą 4, a przy tym zaznać odrobinę kameralności. 

Monkey Beach – porażka na całej linii

Rejs wokół wyspy był niewątpliwe wspaniałą przygodą, poza pierwszym punktem wycieczki. Mowa o słynnej Monkey Beach – królestwie małp. Do niewielkiego skrawka plaży podpływa kilkanaście łódek. Wraz z nimi wytacza się kilkadziesiąt osób mniej lub bardziej świadomych. Zaczyna się krzyk, pisk i śmiech, bo ktoś dał właśnie małpie batonik, innemu małpka zabrała cole, a trzeciemu weszła na głowę. Nie wiem co w tym fajnego, bo my po zobaczeniu tego miejsca chcieliśmy stąd jak najszybciej odpłynąć. Skoro ludzie nie potrafią się zachować, to proponuje zamknąć zejście na plaże i obserwowanie małpek z pokładu. Myślę, że wszystkim wyjdzie na zdrowie.

Koh Phi Phi Lee

Nie sugerujcie się kolejnością zwiedzania, która zaznaczona jest na mapie. Naszym kolejnym punktem była Jaskinia Piratów (Viking Cave) znajdująca się na sąsiedniej wyspie Koh Phi Phi Lee. Jest to miejsce, do którego łodzie tylko podpływają, ale nie można wejść do środka (przynajmniej w ramach tej wycieczki). Robimy kilka zdjęć i płyniemy dalej.

Kawałek dalej wpłynęliśmy do sporej zatoki Pileh Lagoon. Niestety, było tak tłoczno, że ledwo udało się tu łódkę zaparkować. Woda w tym miejscu jest mętna i głęboka więc nie widać było dna. Z perspektywy całej wycieczki, mogę teraz napisać, że było to najnudniejsze miejsce podczas naszej wycieczki. 😛

Zdecydowanie lepszym miejscem do pływania okazała się pobliska Loh Sama Bay. Tutejsza podłużna zatoka prowadzi do rajskiej plaży, na której było zaledwie kilka osób. Wszystko dlatego, że łódki mogą podpłynąć tutaj tylko do wyznaczonego przez boje miejsca. Resztę dystansu trzeba pokonać wpław, co dla dobrego pływaka nie jest żadnym wyczynem. Mnie bez problemu udało się dotrzeć na plaże i wrócić z powrotem do łódki. Jeśli tylko kondycja Wam na to pozwala, to polecam podpłynąć!

Kwintesencją Koh Phi Phi Lee była Maya Bay. Swą sławę i smutny los zawdzięcza filmowi z 2000 roku z Leonardem Di Caprio The Beach. Chętnych do zobaczenia plaży było tak wielu, że z czasem miejsce to odwiedzało dziennie nawet do 6000 tysięcy osób!! Doprowadziło do obumarcia rafy i zanieczyszczenia zatoki, co zmusiło władze do zamknięcia Maya Bay. Pozytywne skutki zamknięcia plaży dla ruchu turystycznego widać już teraz. Życie znowu wraca w te rejony, a dzika plaża ponownie zaczyna przypominać raj na ziemi. Nie wiadomo dokładnie kiedy nastąpi ponowne otwarcie. Obecnie łodzie podpływają do wyznaczonego miejsca, a my możemy podziwiać Maya Bay z daleka. Nie jest tak źle, nawet z dużej odległości robi piorunujące wrażenie! 🙂

Koh Phi Phi – Shark Point

Kolejnym punktem wycieczki jest miejsce znane jako Shark Point w pobliżu Long Beach na Koh Phi Phi! Nasz kapitan twierdził, że to właśnie tu można spotkać małe rekiny, nazywane potocznie „Baby Shark”. Do tego miejsca dopływamy wraz z drugą łodzią, z której to przewodnik wskoczył z nami do wody. To on wyszukiwał dla nas te małe potworki, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Nurkował i pokazywał nam w wodzie gdzie mamy patrzeć. Dzięki niemu udało mi się zobaczyć jednego rekina! Rzeczywiście był mały i strasznie szybki, dlatego cieszę się, że zobaczyłam chociaż jednego. Nie dawała mi tylko spokoju myśl, czy był to młodociany osobnik czy taki gatunek rekina. Po dokładnych poszukiwaniach doszłam do wniosku, że był to prawdopodobnie Bamboo Shark (Rekin Bambusowy), który osiąga maksymalnie 80 cm. i jest często spotykany w tym miejscu! O rekinach pływających w tajskich wodach możecie przeczytać tutaj.

Koh Bamboo (Bamboo Island, Koh Mai Phai)

Wyspa Bambusowa to niewielkich rozmiarów ląd przypominający kształtem serce z lotu ptaka. Co ciekawe, na wyspie nie rosną bambusy, a jej nazwa została wymyślona specjalnie dla turystów (ale po co??). Program naszej wycieczki zakładał tu 2,5 godzinny postój, który wykorzystaliśmy na lunch, plażing i spacer po wyspie. Muszę przyznać, że to właśnie Bamboo Island podobała mi się najbardziej z całego programu. Być może dlatego, że wcześniej nie byłam nigdy na prawdziwie rajskiej wyspie! Krystalicznie czysta i ciepła woda w połączeniu z delikatnym, białym piaskiem była wizytówką wyspy. Nawet nie wiem kiedy zleciały nam te 2,5 godziny, bo chętnie zostalibyśmy tu dłużej!

Karmimy rybki!

Szczerze powiedziawszy nie do końca wiem, gdzie zrobiliśmy kolejny postój, ale tym razem popłynęliśmy bez towarzystwa większej łodzi. Główną atrakcją była niezliczona ilość ryb. Być może dla stałych bywalców tych regionów to nic nowego, ale dla nas było to wspaniałe doświadczenie! Nasz Taj karmił ryby owocami chcą w ten sposób zwabić jak najwięcej ryb. Żeby było śmieszniej, to kawałki owoców rzucał obok nas. Mimo to, ryby zgrabnie lawirowały między naszymi ciałami, a dotknięcie którejś graniczyło z cudem. 😉

Monkey Beach vol. 2

Dzień miał się powoli ku końcowi, ale tak naprawdę wszyscy wypatrywaliśmy już wieczoru. Nie, nie dłużyła nam się wycieczka, ale nie mogliśmy się doczekać ostatniego punktu programu! Zanim on jednak nastąpił, zatrzymaliśmy się na 30 minut na innej Monkey Beach. Taj twierdził, że małpy poszły już spać i raczej ich nie zobaczymy. 😉 Rzeczywiście, na plaży oprócz nas była może dwójka ludzi, a tak to tylko nasza skromna 6 osobowa grupa. Każdy poszedł w swoją stronę, a już szczególnie Brazylijki! Rozłożyły ręczniki i torby na plaży, a potem poleciały do wody robić zdjęcia. Nagle wołają nas nasi Norwescy znajomi z łódki myśląc, że rozłożone rzeczy są nasze. Okazało się, że buszowała w nich małpa, która na widok samotnej torby musiała nagle się obudzić. 😉 Nie obyło się bez strat, bo małpka zakosiła chipsy i owoce. Niestety, chipsy chyba nie przypadły jej do gustu, bo po otwarciu paczki na ziemie spadł deszcz chipsów, a paczka niczym flaga powiewała na czubku drzewa. Jak widzicie, w Tajlandii nawet na chwilę nie można spuścić rzeczy z oka, bo cały ten „napad” trwał kilka sekund. 😉

Magiczny zachód słońca

Po zabawnym epizodzie z małpką w roli głównej, popłynęliśmy w ustronne miejsce podziwiać zachód słońca. 😉

Pływanie ze świecącym planktonem

Nasza wycieczka trwała tak długo, gdyż ostatnim punktem programu była wieczorna kąpiel ze świecącym planktonem. Przyznam, że pływanie po zmroku nie należy do moich ulubionych zajęć i na początku (pomimo, że jestem pływaczką) miałam sporo obaw przed wejściem do czarnej wody! W końcu jednak przełamałam się, bo zależało mi, żeby zobaczyć święcący plankton. Co ciekawe, żeby go zobaczyć trzeba ruszać w wodzie rękami. Przy szybkich i dynamicznych ruchach dostrzegłam małe święcące punkciki w wodzie. Fajnie to wyglądało, ale chyba spodziewałam się czegoś innego! 😛

Podsumowanie wycieczki

Do portu wróciliśmy około godziny 19. Mieliśmy szczęście, że tego dnia pogoda wytrzymała tak długo, choć już na horyzoncie widać było zbliżającą się burzę! Całą wycieczkę oceniam bardzo pozytywnie, choć pewnie duża zasługa też w tym, że trafiliśmy na małą, kameralną łódkę. Jeśli będzie to dla Was pierwsza tego typu wycieczka, to na pewno będziecie zachwyceni. 🙂 Osoby nieumiejące pływać, mogą skorzystać z dostępnych na pokładzie kapoków i także wskoczyć do wody! 🙂

Dzień II – punkty widokowe na Koh Phi Phi + plażing

Następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano, gdyż naszym celem było zdobycie punktów widokowych na Koh Phi Phi. Niby droga nie taka straszna, ale wierzcie mi – lejący się z nieba żar potrafi dać mocno w kość! Im wcześniej wyruszycie w drogę, tym będzie ona przyjemniejsza, gdyż rano idzie się w cieniu. Dodatkowym atutem będzie też mniejsza ilość ludzi! 🙂 Polecam zabrać wygodne i stabilne buty (np. adidasy).

View Point 1 (I love Phi Phi)

Trasa na View Point 1 zajęła nam około 40 minut. Pomimo, że przyszliśmy tu w godzinach porannych, to i tak nieźle umęczyliśmy się tym upałem. Sama droga w sobie nie jest jakaś straszna czy bardzo wymagająca. Część trasy przebiega po asfalcie, a kolejny odcinek po drodze szutrowej. Wejście na teren punktu widokowego kosztuje 30 THB. Oprócz wspaniałych widoków, można też odetchnąć w klimatyzowanej restauracji. Bądźcie czujni, gdyż na terenie punktu widokowego grasują małpki, które także kradną z toreb, a nawet wskakują na ludzi. Sama miałam małpkę na nodze… 

Po drodze spotkaliśmy takie cuda! Nie wiem dlaczego tyle ich tutaj było! 🙂

View Point 2 (Top View)

Skoro udało Wam się dotrzeć do Punktu Widokowego nr. 1, to warto też podejść kawałek dalej pod Punkt Widokowy nr. 2. Trasa jest bardzo dobrze oznaczona, więc na pewno traficie. Tutaj wstęp kosztuje 20 THB, ale moim zdaniem widok jest lepszy, bo ten punkt widokowy położony jest wyżej. Widać całą panoramę, którą można delektować się w ciszy i spokoju. W porównaniu do nr. 1 dociera tu znacznie mniej ludzi. Ich strata! 😉

View Point 4

Nie wiedzieć czemu uparłam się, że musimy też zobaczyć View Point 4. Ani przez chwilę nie zastanowiło mnie czemu w Internecie tak mało o nim informacji. Bez większych obaw ruszyłam w stronę, którą wskazywała tabliczka z nr. 4. Wpakowaliśmy się do niezłej dżungli, w której byliśmy kompletnie sami. Trochę się przestraszyliśmy, a każdy dłuższy postój kończył się pogryzieniami komarów. Nie chciałam odpuścić, bo liczyłam na jakieś nieziemskie widoki, ale rzeczywistość okazała się inna. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do 4, ale szybko zrozumieliśmy, że miejsce to jest zarośnięte i opuszczone. Nie wiele było stąd widać, dlatego spokojnie możecie sobie odpuścić.

Loh Dalum i Phi Phi Beach

Treking po punktach widokowych dał nam tak mocno w kość, że wróciliśmy do hotelu żeby trochę się schłodzić i ochłonąć. Żeby jednak nie spędzić całego dnia w hotelu, wybraliśmy się na plaże Loh Dalum. Znaleźliśmy kawałek cienia i ponownie spędziliśmy czas na błogim relaksie, chłodząc się co jakiś czas w wodzie. 

Zachód słońca podziwialiśmy na plaży Phi Phi przy której przycumowane były słynne Long Boaty. Warto wpaść tutaj na sesje zdjęciową o tej porze! 🙂

Dzień 3 – Relaks na Koh Phi Phi

Ostatni dzień na Koh Phi Phi w całości przeznaczyliśmy na plażing. Tak naprawdę tego dnia nie mieliśmy zbyt dużo czasu, bo o godzinie 15:30 mieliśmy prom na Krabi. Rano wymeldowaliśmy się z hotelu i zostawiliśmy plecaki do przechowania. Za niewielką opłatą umówiliśmy się z właścicielką hotelu, że nasze bagaże zostaną dostarczone do portu o godzinie 14;30 (wszystko przebiegło bez zarzutów). Dzień wcześniej kupiliśmy bilety na prom za 350 THB. Mając wszystko załatwione, udaliśmy się po raz ostatni na plaże.

Long Beach

Our Little Big Adventures polecili nam wybrać się na Long Beach. Kto jak kto, ale oni to się znają na rajskich miejscach, więc postanowiliśmy zaglądnąć. W tym celu złapaliśmy Long Boata z portu, który za 70 THB podrzucił nas na plaże. Kilkanaście minut później stąpaliśmy już po delikatnym piasku, ale nasze pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę cienia. Tylko tam było jeszcze względnie przyjemnie! Dodatkowym atutem był przepiękny widok na Koh Phi Phi Leh.

Morze przyjemnie chłodziło, ale i świat podwodny był tu całkiem ciekawy. Dość szybko robiło się głęboko i całkiem niedaleko od brzegu można było podziwiać koralowce i pływające wśród nich ryby. To właśnie tu widziałam najciekawszą rybę, która była w biało-czarne paski jak zebra!

Wanarom Residence Hotel Krabi

Po przyjeździe do Krabi, niczym chmara komarów rzucili się na nas operatorzy taksówek grupowych (mini busy do kilkunastu osób). Zanim jednak wpadliśmy w ich sidła, porównaliśmy ceny z GRABEM. Okazało się jednak, że oferowane na miejscu taxówki wyjdą nam znacznie taniej, więc zabraliśmy się z nimi. Transfer do naszego hotelu kosztował nas 300 THB za dwie osoby.

Ostatnią noc na południu Tajlandii spędziliśmy w nowiutkim Hotelu Wanarom Residence. Jeśli mamy porównać standard do ceny hotelu, to był to nasz najlepszy nocleg! Zapłaciliśmy raptem 136 zł za noc, a dostaliśmy nowiutki, duży pokój i elegancką łazienkę. Dokupiliśmy sobie jeszcze śniadanie za 150 THB (bardzo dobre). Podejrzewam, że ta atrakcyjna cena wynika z położenia hotelu, wokół którego nic nie ma. Wybraliśmy go ze względu na fakt, że był on blisko lotniska, choć i tak musieliśmy jeszcze zapłacić 250 THB za taksówkę. 

Thai Airways – lot do Bangkoku

Początkowo powrót do Bangkoku miał nam zapewnić Nok Air, ale niestety miesiąc wcześniej odwołali nam lot. Na szczęście wystarczyło dopłacić kilkadziesiąt złotych i zamiast Nok Air, polecieliśmy dla odmiany Thai Airways. Za bilet z bagażem rejestrowanym zapłaciliśmy 197 złotych. Ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, na krótką godzinną trasę do Bangkoku, Thai podstawił wielki, 3-rzędowy samolot. Tego się kompletnie nie spodziewaliśmy, tym bardziej, że samolot był pełniusieńki! Dodam, że nie był to jedyny lot do Bangkoku tego dnia, więc tym większe było nasze zdziwienie. Na pokładzie otrzymaliśmy nielimitowane napoje oraz małą przekąskę. Wszystko było w porządku, choć był to jedyny lot, który miał godzinne opóźnienie.

Gdzie jedliśmy na Koh Phi Phi?
  • Cosmic – to miejsce skusiło nas ze względu na tłumy! Tutaj zawsze prawie wszystkie stoliki były zajęte, a i opinie w Google całkiem niezłe. Menu oferuje zarówno dania tajskie jak i nasze zachodnie. My spróbowaliśmy tajskich przysmaków i nie żałujemy! Polecamy.

  • Garlic 1992 – tutaj zadziałał marketing, bo skoro restauracja istnieje od 1992 roku, to musi być dobra! Podobnie jak w Cosmic, wypchana po brzegi, ale to ją chyba trochę zgubiło. Na posiłek czekaliśmy 20 minut, a o jednym Pad Thai kompletnie zapomnieli i w sumie przynieśli go dopiero po 40 minutach. Pomimo dobrych opinii w Internecie, my nie polecamy.

  • Efe Mediterranean Cuisine – Jeśli macie dość tajskiego żarcia i chcecie sobie zrobić przerwę, to z całego serca polecamy Wam tą restauracje prowadzoną przez gościa z Turcji. Jest tu dwa razy drożej niż w innych knajpach, ale turecka pizza warta jest swej ceny!! 

  • The Mango Garden – W Internecie wyczytaliśmy, że serwują tu najlepsze w całej Tajlandii Mango Sticky Rice. 😀 Jako fani tego deseru postanowiliśmy sprawdzić czy rzeczywiście tak jest. Fakt, że lokal ma duży wybór deserów i napojów z mango co rzeczywiście na plus, ale wcale nie zjedliśmy tutaj najlepszego Mango Sticky Rice! W Khao Sok było znacznie lepsze!!

  • Bucket – będąc na Koh Phi Phi musieliśmy też spróbować legendarnego bucketa, czyli wiaderka, w którym jest mnóstwo lodu, trochę alko i jakieś soki czy inne napoje. Nie podajemy konkretnego lokalu, bo na wyspie jest kilka miejsc, w których możecie kupić drink w wiaderku za 150 THB. 

2004

W 2004 przez Koh Phi Phi przetoczyło się najbardziej śmiercionośne tsunami w historii wyspy. Ciężko znaleźć dokładną liczbę zabitych osób, ale zdjęcia czy filmiki z tego feralnego dnia są naprawdę przerażające. Dziś po ogromnej katastrofie nie ma śladu, choć nie jest to do końca prawdą. Ślad jest w postaci silnie zabudowanej hotelami, sklepami i restauracjami wyspie. Nie tak miała wyglądać odbudowa Koh Phi Phi, ale nie jest to jedyne miejsce, które spotkał taki los po tsunami z 2004. Nie wszystkie tajskie wyspy są tak mocno i kiczowato zabudowane jak Koh Phi Phi, dlatego tym bardziej smuci ten widok, bo wyspa jest piękna. Mimo to, cieszę się że tutaj byliśmy, ale na drugi raz na pewno wybierzemy inną wyspę. 

Dzięki za uwagę!

To już wszystko co przygotowałam dla Was z Koh Phi Phi! 

Zobaczcie też wpisy z poszczególnych miejsc:

Tajlandia praktycznie

Chiang Rai

Chiang Mai

Khao Sok

Ayutthaya

Bangkok

Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw komentarz pod postem lub polub nas na Facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje!

2 komentarze

  • Odpowiedz Pawel 29 listopada 2020 at 14:45

    Najlepsze miejsca do jedzenia to miejscowy targ, rodzinne miejscowe knajpki i do kawy pączki z woka, po za tym fajnie było zbierać z miejscowymi kraby i mule i gotować sobie na ognisku na czarnych skałach i wycieczka piesza na drugą stronę wyspy, całkiem bezpiecznie i jeszcze taniej jest wypożyczyć kajak, oczywiście kapoki też są. Tak fajnie opisałaś klimat 😉

    • Odpowiedz womenofpoland 29 listopada 2020 at 16:00

      Cześć Paweł, dzięki za Twoje wspomnienia i doświadczenia! 😉

    Zostaw komentarz