Azja Chiang Mai Podróże Tajlandia

Chiang Mai – miasto świątyń i lampionów

22 grudnia 2019
Północne Wrota

Chiang Mai to najpopularniejsze miasto wśród turystów wybierających się na północ Tajlandii. Duże, międzynarodowe lotnisko i tanie loty ze stolicy (a czasem nawet dobre promki od Qatar Airways na lot z jedną przesiadką z Polski) sprawiają, że miasto jest ogólnodostępne. Bogatą historię Chiang Mai odzwierciedla sporych rozmiarów starówka, imponujące mury obronne i liczne świątynie. Atmosfera zdaje się być międzynarodowa, gdyż miasto to upodobali sobie liczni nomadzi. Widać to po wielu oldskulowych lokalach w tym mieście, w których ceny coraz bardziej przypominają te europejskie. Mimo to, wciąż można zjeść tu prawdziwie tajskie jedzenie za kilka THB i zostać dłużej niż wstępnie się planowało. Dla nas Chiang Mai było drugim przystankiem, zaraz po Chiang Rai. Przyjechaliśmy tu na jeden dzień, koncentrując się na zwiedzaniu świątyń wewnątrz starych murów. Jeśli chcecie zobaczyć, które z nich warto odwiedzić, to dobrze trafiliście!

Dojazd i nocleg

Do Chiang Mai przyjechaliśmy autobusem VIP marki Green Bus z Chiang Rai za 280 THB od osoby. Bilety kupowaliśmy w kasie na dworcu. Przejazd trwał ponad 4 godziny, ze względu na duże natężenie ruchu. Niestety, po przyjeździe do Chiang Mai okazało się, że dworzec jest oddalony od centrum miasta spory kawałek drogi. Zamówiliśmy Graba, który za 100 THB dowiózł nas do hotelu.

Sira Boutique Hotel spędziliśmy dwie noce, za które zapłaciliśmy 271 złotych. W cenie było też śniadanie w formie English Breakfest. Pobyt na plus, mieliśmy bardzo przestronny pokój i zadbaną łazienkę. Jedynym mankamentem był brak windy, co szczególnie odczuliśmy przy wejściu po schodach z plecakami.

Kilkaset świątyń do wyboru!

Zanim opowiem Wam o konkretnych świątyniach, chciałam tylko wspomnieć, że w Chiang Mai jest ich ponad 300! Jest to zatem świetne miejsce dla tych, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z tą kulturą i chcą jej zasmakować. Jeśli zdecydujecie się na spacer naszymi śladami, to pamiętajcie o odpowiednim ubiorze. Nogi i ramiona muszą być zasłonięte, a buty ściągnięte przed wejściem do świątyni. Siadając w świątyni pamiętajcie by nie kierować nóg w stronę buddy.

W tekście będę też używała następujących sformułowań:

Chedi – przypomina swym kształtem dzwon zwieńczony potężną iglicą. Jest to najprawdopodobniej budowla pochodzenia cejlońskiego.

Prang – Eliptyczny prang sięga swymi korzeniami sztuki Khmerów. Jest on smuklejszy niż chedi i bogato zdobiony w rzędy rzeźbionych lub odlewanych postaci.

Viharn– miejsce zgromadzeń

Wat – zespół świątynny.

Źródło: abctajlandia

Wat Chiang Man

Zwiedzanie rozpoczynamy od najstarszej świątyni w mieście. Akurat tak się złożyło, że była ona obok naszego hotelu, więc to właśnie tutaj skierowaliśmy się najpierw. Obiekt powstał pod koniec XIII wieku dla króla Mangrai, który postanowił uczynić Chiang Mai swoją stolicą.

Najstarszą konstrukcją na terenie Watu jest Chedi Chang Lom, znana też jako Elephant Chedi (słoniowa wieża). Na masywnej podstawie stoją słonie, które zdają się podtrzymywać kolejny poziom Chedi. Zwieńczeniem konstrukcji jest masywna złota kopuła.

Większa z dwóch viharn jest imponującym budynkiem z trójwarstwowym dachem. Obiekt został odnowiony w 1920 roku przez słynnego mnicha Khru Ba Srivichai. W viharn znajduje się najstarszy wizerunek Buddy w Chiang Mai z napisem datującym go na 1465 rok.

To pierwsza z wielkiej trójki świątyń w Chiang Mai.

Wiharn
Wat Muen Toom

Zmierzaliśmy teraz w stronę innej świątyni, ale że naszą uwagę zwróciła przepięknie zdobiona brama Wat Meun Toom, to postanowiliśmy się jej przyjrzeć z bliska. Niestety, brak cienia i panujący tu chaos, trochę nas zniechęciły. Okazało się, że większość obiektów była zamknięta z powodu trwających tu prac budowlanych. Szkoda, bo brama zapowiadała się ciekawie, ale może jak już Wy tam będziecie, to świątynia będzie w większym ładzie.

Wat Chet Lin

To bez wątpienia najpiękniej położona świątynia w Chiang Mai jaką widzieliśmy. Panuje tu wszechobecny spokój, pomimo sporych rozmiarów Watu. Chyba niewiele osób wie o istnieniu tego miejsca, w porównaniu do innych świątyń. Oprócz nas były tu może jeszcze ze 2-3 małe grupki turystów. A co takiego wyjątkowego jest w Wat Chet Lin? A no to, że świątynia położona jest nad jeziorem z kwiatami lotosu i płatkami lilii. Siedząc w bambusowym pawilonie i relaksując się nad jeziorem, trudno sobie wyobrazić, że jest się w centrum Chiang Mai. Można też nakarmić ryby jedzeniem ze stoiska świątynnego, które kosztuje 10 bahtów. Wzdłuż jeziora prowadzi długi bambusowy chodnik ozdobiony kolorowymi sztandarami, prowadzący do kwater mnichów.

Wat Chang Taem

Tego miejsca także nie mieliśmy w planach, ale przechodząc obok, zaintrygował nas budynek viharnu. Wejścia do środka strzegły dwie straszne postacie, które zdawały się przypominać węża lub smoka. Rama drzwi była formowana w złoceniu i ozdobiona motywami kwiatowymi, a nad kolumnami po każdej stronie znajdowały się mityczne postacie ptaków. Zaintrygowani tymi ornamentami, zajrzeliśmy do środka. Nie pożałowaliśmy. Choć wewnątrz niewiele jest ozdób, a ściany i filary są w kolorze białym (z wyjątkiem lotosowych głów i podstaw), to i tak ołtarz z pięcioma złotymi Buddami zrobił na nas ogromne wrażenie.

Wat Chedi Luang

To pierwsza świątynia, do której trzeba było zapłacić za wejście – 40 THB od osoby. Oczywiście warto, bo jest to jeden z najciekawszych i najważniejszych Watów na terenie Chiang Mai.

Budowa Watu miała miejsce w latach 1395 – 1475, co czyni ją jednym ze starszych obiektów miasta.

Spektakularne chedi było przez prawie 500 lat najwyższą budowlą w regionie widzianą z odległości wielu kilometrów i przez długi czas mieścił się w nim słynny Szmaragdowy Budda, najbardziej czczony artefakt religijny w Tajlandii, który obecnie znajduje się w Bangkoku. Jednak w 1545 r. Trzęsienie ziemi częściowo zniszczyło wielką iglicę, a jej ścięty stan jest tym, co widzimy dzisiaj. Wat zajmuje rozległy teren, gdyż pierwotnie były tu trzy różne świątynie.

To kolejna z wielkiej trójki świątynia w Chiang Mai.

A tu już wszyscy mogą wejść 😉
Wat Phra Singh (Złota Świątynia)

Świątynia została zbudowana w 1345 r. przez króla Phayu, który rządził królestwem Lanna od 1336 do 1355 r. (Lanna – dawne królestwo położone na Północy Tajlandii istniejące od XIII do XVIII wieku), aby pochować szczątki swojego ojca króla, poprzedniego władcy. Nazwa świątyni Phra Singh jest skróconą formą nazwy jednego z głównych wizerunków Buddy w świątyni; Phra-Put-Tha-Shi-Hing lub Phra Sining Buddha. Z kolej jej przydomek nawiązuje do złotych chedi.

Złote Chedi wybudowane zostało w XIV wieku w stylu lannajskim i birmańskim. Wysoka kwadratowa podstawa ma słonie wystające ze struktury z każdej z czterech stron.

Jedną z innych głównych atrakcji jest wykwintny budynek przechowalni rękopisów – The ho trai. To arcydzieło architektury w stylu Lanna uważane jest za jedno z najpiękniejszych w Tajlandii. Budynek pierwotnie pochodzi z 1477 roku i przeszedł kilka prac restauracyjnych.

Wat Phra Singh to ostatnia na naszej trasie świątynia z wielkiej trójki.

The ho trai
Wat Muen Ngoen Kong

Jeśli Bangkok macie zostawiony na koniec wycieczki, to tutaj czeka Was przedsmak tego, co zobaczycie w Wat Po! We własnym pawilonie ozdobionym malowidłami ściennymi z życia Buddy, znajduje się około 5 metrowy leżący Budda. Nie jest on może tak imponujący jak ten w Bangkoku, ale z racji tego, że my najpierw odwiedziliśmy Chiang Mai, to i tak zachwyciliśmy jego mniejszą wersją. W dodatku, mieliśmy leżącego Budde wyłącznie dla siebie, bo poza nami nie było tu żadnych turystów. 😉

Warto też zwrócić uwagę na bogato zdobiony viharn posążkami Devaty. Nie czuje się specjalistką w tym temacie, ale z tego co udało mi się wyczytać, to Devaty są ucieleśnieniem kobiecych sił wszechświata. 

Wat Phuak Hong

Ostatnią świątynią jaką udało nam się zobaczyć w Chiang Mai była Wat Phuak Hong. Miejsce zwabiło nas ze względu na niesamowite chedi. Widać je było już z daleka i wyglądało na bardzo stare. Rzeczywiście, okazało się, wieża może się pochwalić nawet 600 letnią historią. Widać tu ślady po kilku restauracjach obiektu, ale zdecydowanie bardziej intrygujące są rośliny wyrastające z murów. Kształt chedi z ośmioma okrągłymi poziomami, rosnącymi jak tort weselny, ma unikalny styl na starym mieście.

Yee Peng vs. Loy Krathong

Kiedy przyjechaliśmy do Chiang Mai, okazało się, że idealne trafiliśmy na inauguracje najsłynniejszego festiwalu obchodzonego głównie w Północnej Tajlandii – Yee Peng. Festiwal ma kilka nazw, w tym „festiwal świateł w Chiang Mai”, „Yi Peng”, „Yee Peng”, „festiwal latarni w Chiang Mai” itd. Unikalną cechą Yi Peng jest wypuszczenie papierowych latarni zwanych „khom loi”, które są unoszone wysoko w niebo przez ogień i gorące powietrze. Buddyści uważają, że czynność zwolnienia latarni podczas pełni księżyca uwalnia od pecha z ubiegłego roku i przynosi szczęście w nadchodzącym roku.

Warto mieć na uwadze, że w tym samym czasie może też odbywać się inny festiwal – Loy Krathong. Oba festiwale są często mylone, ponieważ nakładają się na siebie i obchodzone są w tym samym czasie w listopadzie. Loy Krathong to festiwal obchodzony w całej Tajlandii wieczorem podczas pełni księżyca, dwunastego miesiąca tradycyjnego tajskiego kalendarza księżycowego. Charakteryzuje się pływającymi koszami z kwiatów, liści, świec i kadzideł, które są wysyłane w dół rzeki, aby oddać szacunek bogini rzeki i Buddzie.

Daty festiwali są oparte na tajlandzkim kalendarzu księżycowym, stąd też dokładne daty festiwalu latarni w Chiang Mai i Loy Krathong zmieniają się co roku. Zazwyczaj przypadają one około listopada każdego roku, ale ogłoszenie pojawia się dopiero dwa miesiące wcześniej.

Choć ogromna ilość lampionów na niebie robi niesłychane wrażenie i widać je nawet spacerując po starym mieście, to warto mieć świadomość, że nie jest to do końca takie fajne jak mogłoby się wydawać. Jakby na to nie patrzeć, są to śmieci, które często spadają na ziemie i zaplątują się w drzewa. Mogą być niebezpieczne dla zwierząt, a nawet powodować pożary. Stwarzają także zagrożenie w lotnictwie cywilnym (wiele samolotów w tym okresie może być odwołanych). Jedynym plusem całego tego święta jest przepięknie udekorowane miasto.

  

Gdzie zjeść?

W Chiang Mai mieliśmy okazje stołować się w trzech miejscach:

Byliśmy na owocowej przekąsce w See You Soon. To jedno z tych miejsc zrobionych pod tych cyfrowych nomadów, którzy tak chętnie tu przyjeżdżają. Ceny też znacznie wyższe niż w innych lokalach, ale trzeba pochwalić za duży wybór i wyszukane dania oraz napoje. Oprócz baru jest tu także butik, który radze omijać kobietom. Mnóstwo nieprzydatnych pierdół (choć niektóre piękne), ciekawe ciuszki i oryginalna biżuteria. Można wydać tu sporo pieniędzy, zwłaszcza że ceny jak na Tajlandię wysokie. My za ten niewinny zestawik poniżej zapłaciliśmy aż 530 THB. 😛

Na szczęście są też miejsca, gdzie można coś zjeść wyłącznie w towarzystwie Tajów. W bocznej uliczce niedaleko naszego hotelu, znaleźliśmy miejscówkę, w której nawet menu było wyłącznie po tajsku. Zamówiliśmy zupkę z kurzymi łapkami, która była tak cholernie ostra, że nie zjedliśmy jej do końca! To było bardzo ciekawe doświadczenie za 20 THB. Piekło razy dwa…

Z fajnych lokali możemy Wam na pewno polecić 92 Rachadamneon. Zjedliśmy tu świetne zielone Curry, które zazwyczaj serwowane jest na ostro, ale my poprosiliśmy o łagodniejszą wersję i była idealna! Ceny też w porządku, bo za obiad zapłaciliśmy 256 THB za naszą dwójkę.

Dojazd na lotnisko

Z Chiang Mai musieliśmy się dostać do Parku Narodowego Khao Sok. Bilety kupowaliśmy z 3 miesięcznym wyprzedzeniem na Air Asia i zapłaciliśmy 375 zł od osoby z bagażem rejestrowanym.

W Internecie wyczytaliśmy, że do lotniska w Chiang Mai za 20 BTH jeździ autobus co 20 minut, który na dodatek ma przystanek tuż obok naszego hotelu. Podczas śniadania widzieliśmy nawet jak przemknął po ulicy, co oczywiście nas uszczęśliwiło, bo oznaczało to, że autobus kursuje. Szkoda tylko, że my staliśmy na przystanku ponad 40 minut i aż dwa kursy się nie pojawiły. Zrezygnowani złapaliśmy Song Taew – taksówkę pick up, która za 40 THB od osoby zawiozła nas na lotnisko.

P.S. Sanktuarium Słoni? Nie wierzcie w to!

Bardzo dużo osób pytało się nas, czy pojedziemy do sanktuarium słoni podczas naszej pierwszej wycieczki do Tajlandii. Przyznam, że ani przez chwilę nie miałam na to ochoty, bo choć nie wiem jak bardzo byłoby zachwalane dane sanktuarium, to ja po prostu nie wierzę w ideę tego przedsięwzięcia. Po pierwsze, tych sanktuariów jest za dużo, co też jest podejrzane. Po drugie, niby słonie się myje, niby słonie się tylko karmi – szkoda tylko, że tak kilka razy dziennie, bo przecież to nie jest się jedynym turnusem, prawda? Moje przypuszczenia potwierdziła też para Polaków spotkana w Parku Narodowym, która stwierdziła, że także nie będzie polecała takich miejsc innym osobom. 

Dzięki za uwagę!

Z mojej strony to już wszystko, mam nadzieję, że znajdziecie tu przydatne informacje do tworzenia Waszego planu podróży!

Zobaczcie też wpisy z pozostałych miejsc:

Plan podróży po Tajlandii

Chiang Rai

Khao Sok

Koh Phi Phi

Ayutthaya

Bangkok

Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw komentarz pod postem lub polub nas na Facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje!

2 komentarze

  • Odpowiedz Marcin BWZ 26 grudnia 2019 at 19:23

    Cudowne zdjęcia i ciekawy opis. Tylko to jedzenie mi jakoś nie bardzo wygląda. Złote Chedi – magiczne miejsce… zazdroszczę!

    • Odpowiedz womenofpoland 26 grudnia 2019 at 19:31

      Hej Marcin! Bardzo dziękuję! Ja też się ogromnie cieszę, że miałam przyjemność zwiedzić Chiang Mai, zwłaszcza że wiele osób uważa je za nudne, co jest w moim mniemaniu bardzo krzywdzące. Co do jedzenia – fakt, nie jest zbyt Instagramowe, ale zapewniam Cię, że jak spróbujesz, to będziesz chciał więcej i więcej. 😉

    Zostaw komentarz