Miasto-wyspa
Montreal był naszym pierwszym przystankiem podczas miesięcznej podróży po Ameryce Północnej. Właśnie skończyłyśmy pracę na Camp America i ruszyłyśmy w stronę Kanady. Chciałyśmy się dostać do Chicago, ale bezpośrednie samoloty były tak drogie, że musiałyśmy postawić na autobus. Dlatego też, przejazd przez Kanadę wydawał się nam najbardziej interesującą drogą. Montreal był najbliżej, dlatego to tutaj zrobiłyśmy nasz pierwszy postój. Jest to drugie co do wielkości miasto w Kanadzie, położone nad rzeką św. Wawrzyńca. Właściwie, to jest to wielka wyspa, która leży na tej potężnej rzece. Ciężko to zauważyć zwiedzając Montreal, dopiero spojrzenie na mapę uświadamia nas jak wygląda topografia miasta. Jego nazwa wywodzi się z Mont Royal, która oznacza królewskie wzgórze. W Montrealu spędziłyśmy 2 dni. To mało jak na tak duże miasto, ale wystarczająco na zobaczenie najlepszych atrakcji miasta! 🙂
Dojazd + dokumenty
Tak jak już wspomniałam, nasza podróż rozpoczynała się w Stanach. Jechałyśmy z niewielkiej miejscowości White River Junction w New Hampshire bezpośrednim autobusem Greyhound. Przejazd zajął nam kilka godzin. Muszę przyznać, że kontrola po stronie kanadyjskiej przebiega szybko i sprawnie. Szkoda tylko, że przed kontrolą nie uzgodniłam z Eweliną (moją towarzyszką podróży) kilku kwestii technicznych… Strażnik graniczny zapytał nas, czy mamy jakieś prezenty dla kogoś (coś w tym stylu) na co ja odpowiedziałam nie, a Ewelina w tym samym czasie tak. Zdziwione i przerażone popatrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Żeby uratować sytuacje, szybko dodałam, że wiozę jakieś magnesy i pocztówki. 😀 Prawdę mówiąc, miałam tam jakieś drobiazgi, które mogliby mi oclić, ale na szczęście obeszło się bez zbędnych kosztów. Strażnik się uśmiechnął, spytał jeszcze ile dni będziemy w Kanadzie i życzył nam miłego pobytu w Kanadzie.
Jeśli chcecie poczytać jakich dokumentów potrzebujecie obecnie na wjazd do Kanady to polecam stronę naszego MSZ. Tutaj zawsze znajdziecie najaktualniejsze dane o warunkach wjazdu do każdego kraju.
Gdzie spałyśmy?
Po raz pierwszy w życiu byłam na couchsurfingu! Nie jestem do końca przekonana do takiej formy podróżowania, ale brak większej ilości środków oraz fakt podróżowania w duecie, dodawał mi więcej odwagi. Nocowałyśmy u gościa z Meksyku, który okazał się fantastycznym człowiekiem. Poczęstował nas śniadaniem i oprowadził wieczorem po Montrealu. Co ciekawe, podczas naszego couchsurfingu w Kanadzie, tylko raz spałyśmy u Kanadyjczyków – u mojej przyjaciółki. 😀 Tak to trafiłyśmy do Turka i Polaków! 😀 Ponieważ nas host był w pracy kiedy przyjechałyśmy, zostawiłyśmy bagaże w skrytce na dworcu autobusowym. Jest tutaj także kantor, więc nie ma problemu jeśli nie macie kanadyjskich dolarów!! 😀
Kiedy angielski traci swój zasięg…
Nasze pierwsze przygody językowe zaczynają się dość szybko. Po 3 miesiącach bezproblemowej komunikacji w Stanach, nagle przypominamy sobie, że tuż obok nas jest kraina, w której dominuje język francuski. Dominuje do tego stopnia, że nie zawsze jesteśmy się w stanie dogadać. Jest to dość zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że Kanada jest krajem dwujęzycznym. Tymczasem w Montrealu francuski rozgościł się tak bardzo, że nawet na nasz angielski odpowiadają nam po francusku. Nie zawsze, ale często nam się to zdarzało. Nie było to aż tak nagminne jak w Paryżu, gdzie nawet w hotelu angielski bardziej przypominał francuski, ale dokuczał nam dyskomfort nieznajomości języka!
Montreal – typowe miasto w Ameryce Północnej?
Takie dopada nas wrażenie po opuszczeniu dworca. Montreal na pierwszy rzut oka nie zdaje się wyróżniać od swoich amerykańskich kuzynów. Nowoczesna i wysoka zabudowa próbuje nas przekonać, że jesteśmy ciągle w Stanach. Jednak Montreal to miasto takie przejściowe. Niby jest tutaj mnóstwo wysokich wieżowców, ale nie brak też zabytków przypominające te europejskie (i to dosłownie!!). Jednak po nie, trzeba się zanurzyć głębiej! 🙂
McGill University
Następnie wpadłyśmy na campus najlepszego Uniwersytetu w Kanadzie, czyli McGill University. Akurat były dni otwarte, więc kręciło się tam mnóstwo ludzi! Generalnie budynek Uniwersytecki nie robi jakiegoś piorunującego wrażenia, ale jest kilka wieżyczek, które przywodzą na myśl Hogwart i Harrego Pottera. Warto też wdrapać się na pobliskie wzgórze, skąd roztacza się wspaniały widok na Montreal!

McGill
Bazylika Maryi Królowej Świata
Tak jak Wam wspomniałam, Montreal to takie miasto po środku. Z jednej strony chce być europejskie, ale z drugiej strony znajduje się przecież w Ameryce Północnej. Tym razem jednak, Montreal odsłania przed nami swoją „europejskość”. Bazylika Maryi Królowej Świata to wierna kopia rzymskiej bazyliki św. Piotra w skali 1:3. Wybudowano ją w XIX wieku, więc jak na kanadyjskie kryteria, jest to dość stary obiekt!
Miasto kościołów
Montreal to także miasto kościołów. 😀 Jest ich tutaj mnóstwo i to naprawdę pięknych. Będąc w drodze do głównej katedry, minęłyśmy klasyczny anglikański kościół. Nie jest to zabytek z serii „must see”, ale warto zwrócić uwagę na takie rzeczy po drodze! 🙂
Katedra Notre Dame w Montrealu
To najstarszy i najważniejszy kościół w Montrealu. Tą monumentalną budowlę budowano przez cały XIX wiek. Dzięki temu może ona pomieścić do 5 tys. osób i tym samym jest największym kościołem w Ameryce Północnej. Co ciekawe, jej architekt był protestantem, ale żeby spocząć w podziemiach dzieła swojego życia przeszedł na katolicyzm. Być może Montrealska Katedra Notre Dame nie jest tak piękna z zewnątrz jak jej Paryska imienniczka, ale jej wnętrza to już zupełnie inne bajka. Wejście kosztuje 5$ kanadyjskich (2015 rok), ale jest to kwota, którą warto poświęcić. Podczas naszej wizyty, aż 3 młode pary szykowały się do swojej życiowej uroczystości. 😀
Stary Port i Ratusz
Dzień powoli zbliżał się ku końcowi, więc postanowiłyśmy jeszcze zajrzeć do starego portu. Jest to bardzo ciekawie zagospodarowana okolica. Oprócz parku i ścieżek rowerowych, są tutaj także boiska do kosza czy siatki, food trucki, a nawet koła młyńskie! Prym wiedzie tutaj młodzież, która w szczególności upodobała sobie tą okolice.
Kierując się w głąb miasta koniecznie trzeba jeszcze zobaczyć ratusz. Ponownie mamy nawiązanie do Paryża, gdyż nazywa się on tak samo jak ratusz stolicy Francji – Hotel de Ville. Wybudowano go w 1878 roku.
Stadion Olimpijski
W 1976 roku Montreal był gospodarzem letniej Olimpiady. Po dzień dzisiejszy w okolicach stadionu olimpijskiego stoi pamiątkowe podium, a w tle kółka olimpijskie. Jest to wspaniałe miejsce (zwłaszcza dla byłych sportowców), w którym każdy może się poczuć jak Mistrz Olimpijski. 😀
P.S. tego dnia musiałyśmy też skorzystać z metra. Nie sądziłyśmy, że jest ono tak stare!! 😀 😀 😀
Ogród Botaniczny
Wydawał się być największą atrakcją w Montrealu, a okazał się sporym rozczarowaniem. Ogólnie zacznijmy od tego, że raczej nie jestem fanką ogrodów botanicznych, ale zdarza mi się je odwiedzać. Kiedy szukałam top atrakcji w Montrealu, znalazłam właśnie ten ogród botaniczny. Określany jest on jako jeden z najpiękniejszych na całym świecie, ze względu na znajdujące się w nim bajkowe postacie. Zachęcone wspaniałymi opisami i pięknymi zdjęciami, wydałyśmy kilkanaście dolarów i podekscytowane ruszyłyśmy w głąb ogrodu. Spędziłyśmy w nim z kilka godzin, a z każdą minutą nasza frustracja rosła. Ani śladu po figurach… Jak się okazało były one przygotowane na jakąś wystawę kiedyś tam… Szkoda, bo zdjęcia tego ogrodu w internecie robią niesamowite wrażenie.
Z drugiej strony, nie można też powiedzieć, że nie warto tu przychodzić. Jest tu wiele wspaniałych okazów roślin. Mają też niesamowitą sekcję Azjatycką, wraz z Pagodami, posągami smoków i pięknymi wazami! 🙂 Odwiedziłyśmy też pawilon z insektami, w którym można było potrzymać jakiegoś śmiesznego robaczka na ręce! Nie wiem dlaczego się na to zgodziłam… 😀
Oratorium św. Józefa
Po raz kolejny potwierdzają się moje słowa – Montreal to miasto kościołów! 😀 Tym razem, odwiedzamy najwyższy kościół w Montrealu. Jego kopuła znajduje się na wysokości 97 m. Oratorium jest najważniejszym na świecie kościołem poświęconym św. Józefowi. To także najbardziej widoczny budynek w Montrealu. Oratorium każdego roku odwiedza ponad 2 miliony turystów i pielgrzymów. Warto podjechać tu autobusem, gdyż wejście do Oratorium po tych schodach, będzie dla Was wystarczającym wysiłkiem. 😀
La Banquise
Po takim wysiłku fizycznym, głód pozostał już tylko kwestią czasu. Moja Kanadyjska przyjaciółka poleciła mi świetny bar w Montrealu, w którym można zjeść tradycyjną przekąskę z prowincji Quebec. Mowa o Poutine. Wymawia się to jak nazwisko rosyjskiego cara, jednak nie doszukiwałabym się już dalszych podobieństw w tej kwestii. Nasz Poutine składa się z frytek, charakterystycznego rodzaju sera i sosu pieczeniowego (są to podstawowe składniki, które mogą być uzupełniane). W każdym razie, dotarcie do La Banquise zajęło nam sporo czasu, a jak już nam się udało, to umierałyśmy z głodu. Na szczęście Poutine, pomimo, że jest tylko przekąską, jest bardzo sycącą potrawą. Poza tym, porcje serwowane w La Banquise są tak duże, że nawet nie zjadłyśmy swoich! Ale bardzo polecam!
Po obiadku, czy tam przekąsce (jak kto woli), odebrałyśmy bagaże z mieszkania naszego hosta i ruszyłyśmy na dworzec kolejowy. Miałyśmy bezpośredni pociąg do Quebecu.
A Wy byliście już w Montrealu? 🙂
Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw serduszko/komentarz pod postem lub polub nas na facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje! 🙂 <3
4 komentarze
Uwielbiam takie opowieści! Sama byłam na Work and Travel i jak dziś pamiętam moment w którym czekałam na samolot do Miami. Było po prostu pięknie, wydawało mi się nawet że słońce świeci tam jakoś inaczej. Chociaż może tak to po prostu jest. Dziękuję Ci bardzo za przeniesienie mnie w inne czasy i pozdrawiam serdecznie. 🙂
Cześć Ewelina! Dziękuje za miłe słowa! Ja też z utęsknieniem wspominam tamte czasy! Wszystko wydawało się takie inne i nierzeczywiste! Pierwsze spotkanie z innym światem jest fantastycznym przeżyciem! Pozdrawiam i życzę udanych podróży 😊
Cześć jestem Ewa jestem znud,ona 47 latka. Nie mam czym się pochwalić. Czytam z wypiekami na policzkach o Waszych osiągnięciach i jest m wsty ze nie mam czym się pochwalić.
Cześć Ewa! Na pewno nie jest tak jak piszesz! 😉