Europa Finlandia Laponia Podróże

W poszukiwaniu zorzy polarnej – Laponia

12 kwietnia 2017
W poszukiwaniu zorzy polarnej – Laponia

Nigdy nie marzyłam o wycieczce do Laponii. Była to dla mnie jeszcze zbyt odległa wizja. Tak samo jak jeszcze w Liceum myślałam, że nie pojadę na Erasmusa bo znajomość moich języków obcych pozostawiała wiele do życzenia. 🙂 Tymczasem na Erasmusach byłam już 2, byłam też na Camp America i zobaczyłam krainę, o której nawet nie śniłam! Można? Można! I tego trzeba się trzymać. Po prostu uwierzyć, że się da, że się nauczy, że się zobaczy coś niesamowitego. Może nie była to samodzielna wyprawa, ale jeszcze żadna wycieczka czy przygoda nie dostarczyła mi tylu wrażeń co fińska Laponia. Jak zatem wyglądała moja wycieczka życia?

Laponia – koszty wycieczki

Pewnie wielu z Was interesuje ta kwestia i postaram się Wam ją przedstawić najlepiej jak mogę. Miejcie tylko wzgląd na uwagę, że moja wycieczka do Laponii miała miejsce w 2014 roku. Stąd podane przeze mnie ceny mogą się nie pokrywać. No ale spróbujmy wszystko podliczyć. 😛 Jechałam z biurem podróży Timetravels, a koszty wyprawy przedstawiają się tak:

  • Koszt samej wycieczki (zakwaterowanie w domkach 3 dni, przejazd autokarem, przejazd saniami z reniferami i wizyta w wiosce Sami, bez wyżywienia) – ok 300 euro
  • Wycieczka nad Ocean Arktyczny – 50 euro
  • Przejazd psim zaprzęgiem – 65 euro
  • Obiad w restauracji (piwo i hamburger z renifera) – ok 17 euro
  • Przeloty Kopenhaga-Helsinki – 100 euro
  • Dojazd na lotnisko w Kopenhadze z Lund (w dwie strony) – 25 euro
  • Dojazd na lotnisko w Helsinkach (w dwie strony) – ok 8 euro
  • Skrytka na bagaże w Helsinkach – ok. 4 euro
  • + koszty jedzenia

Jak widzicie, niestety do najtańszych ta impreza nie należała 😉 (jak z resztą cała Laponia)

Trasa wycieczki

Ruszamy z Helsinek, o czym wiedzą już Ci, którzy najpierw trafili na ten post. 🙂 Była to końcówka marca – podobno dobry okres do oglądania zorzy polarnej. Jednak w Helsinkach jej jeszcze nie dostrzegliśmy. Wyjeżdżamy ze stolicy Finlandii o 20 i kierujemy się na północ do Saariselki. Po drodze zatrzymujemy się w innych miejscowościach żeby zgarnąć pozostałych studentów, którzy dołączali do nas z innych miast. Na dłuższe postoje zatrzymujemy się w Ranua i Rovaniemi. Do Saariselki dojeżdżamy dopiero późnym wieczorem. Jednak nie jest to najdalej wysunięty punkt na północ jaki odwiedziliśmy. Kolejnego dnia wyruszyliśmy na wycieczkę nad Ocean Arktyczny do Bugøynes w Norwegii, którą opiszę w osobnym poście. Tutaj, skupmy się wyłącznie na Finlandii 🙂

Trasa wycieczki

Ranua Zoo

Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu i niepocieszeniu zatrzymaliśmy w miejscowości Ranua, w której główną atrakcją było Arktyczne Zoo (czyli tylko zwierzęta, które zamieszkują tą strefę). Niestety, mieliśmy pełną świadomość, że taki scenariusz może się zdarzyć, gdyż pierwotnie mieliśmy się zatrzymać w lodowym zamku w Kemi. Przeszkodziła nam jednak zbyt ciepła pogoda, która uniemożliwiła nam doświadczenia tej niecodziennej rozrywki. Szkoda, bo z internetowych zdjęć wygląda naprawdę ciekawie w porównaniu do zoo, którego to jako instytucji nie popieram.

Z wizytą u Świętego Mikołaja – Rovaniemi

Oj dało się wyczuć to podekscytowanie kiedy zbliżaliśmy się do prawdziwego domu Świętego Mikołaja w Rovaniemi! W końcu był to jeden z hitów tej wycieczki. Kiedy wysiedliśmy z autokaru, to pomimo, że było bliżej do Świąt Wielkanocnych, w powietrzu dało się wyczuć zapach Świąt Bożego Narodzenia. Nadal było pełno śniegu, a dekoracje świąteczne i wielki napis Santa’s House skutecznie działały na naszą wyobraźnie. Weszliśmy od razu do domku Świętego Mikołaja. Pomimo, że było dawno po szczytowym sezonie, to swoje i tak musieliśmy odstać, żeby dostać się do Mikołaja! I to co najmniej godzinę! Kiedy w końcu udało się wejść, to pomimo licznej grupy, Mikołaj przywitał się z każdym w jego języku. 😀 To było niesamowicie urocze! Po kilku uściskach i dość długim powitaniu, w końcu zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Organizator wycieczki kupił nam to zdjęcie za 25 euro i rozesłał do wszystkich e-mailem. 😀 😀 Także jakby ktoś miał wątpliwości z czego Mikołaj żyje, to już wie. A im mniejsza grupa, tym więcej się płaci za zdjęcie!

Po wizycie mieliśmy jeszcze trochę czasu na obejście wioski, zakup pamiątek, zdjęcia itp. Ja wysłałam dwie kartki! Co ciekawe są dwie skrzynki i jedna jest do wysyłki natychmiastowej, a druga do wysyłki na Święta!

Oczywiście miejsce jest bardzo, ale to bardzo komercyjne i nastawione głównie na Wasze portfele. Dużo z nas to stwierdziło po wizycie, a nawet i przed wizytą się tego spodziewaliśmy. Ale, nie żałuje tego czasu i tych pieniędzy. Mimo wszystko fajne doświadczenie. Takie, żeby zahaczyć po drodze, bo na specjalną wycieczkę, to może niekoniecznie. 😛

W drodze do Saariselki

Nie wiem dokładnie w jakim miejscu się zatrzymaliśmy, ale było to już za Rovaniemi. W każdym razie był to duży supermarket w rodzaju tesco z paroma barami i fast foodami. Dali nam trochę czasu na zjedzenie czegoś i zrobienie zakupów. Nie mieliśmy zapewnionych posiłków, więc trzeba było kupić coś do jedzenia i picia na potem. Oczywiście ceny kosmiczne, ale żołądek przecież jest równie ważny. 🙂 Zjedliśmy obiad w jakimś fińskim odpowiedniku KFC, a potem ruszyliśmy do supermarketu po jedzenie.

Saariselkä

O zachodzie słońca dojechaliśmy do naszej Saariselki. Krainy lodu i śniegu. Szczerze powiedziawszy, wyobrażałam sobie, że będziemy mieszkać w domkach campingowych pośrodku niczego. W pewnym sensie tak było, ale tych domków było baaaaaardzo dużo! I prawie każdy był zajęty. Co się później okazało – Saariselkä to bardzo popularny kurort wypoczynkowo-narciarski, a ponieważ sezon jest tu wyjątkowo długi, to i interes się dobrze kręci! Tak więc pomimo odludzia, gęstych lasów i reniferów, mieszkaliśmy wśród całkiem sporej grupy ludzi.

Nasze domki, były naprawdę super! Większość była dwupiętrowa i 10 osobowa. W naszym domku byli: Włosi, Hiszpanie, Czeszka, Koreanka i ja, Polka. Ciekawy misz-masz prawda? 😉 Możecie się tylko domyślić, że był problem z kluczami, ale… no właśnie. W takich miejscach domów się nie zamyka. Wszyscy czują się tak bezpiecznie, że nie mają takiej potrzeby. My niby zamykaliśmy, ale nasze drzwi tarasowe były zepsute i każdy mógł przez nie wejść.

Poza tym, w domku mieliśmy saunę. Udało nam się zorganizować raz wieczór „saunowy”. Po kilku minutach w saunie, wybiegaliśmy w strojach kąpielowych prosto do śniegu! Ależ była zabawa 😀

Jedynym minusem był brak Internetu w domku. Ale może to dobrze? Była za to pralka, suszarka, kuchnia i całkiem fajny domek ogólnie!

W poszukiwaniu zorzy polarnej

Wieczorami mało kto myślał o spaniu. 🙂 W końcu to przyjechaliśmy na Zorzę Polarną! Nie mieliśmy do niej jednak aż takiego szczęścia. Pomimo aplikacji w telefonie i sprzyjającej pogodzie, oraz sprzyjającej porze roku, nie udało się zobaczyć tego niesamowitego spektaklu świateł. To znaczy, pewnego wieczoru pojawiła się na niebie zielona łuna, ale była ona tak słabo widoczna, że nawet najlepszym aparatem trudno było ją uwiecznić. Widziałam zdjęcia znajomych z tego miejsca z grudnia jak fotografowali swoje domki na tle aż zielonego nieba! Szkoda, że nam się też tak nie udało.

Na drugi dzień pojechaliśmy na całodniową wycieczkę do Bugoynes.

Psim zaprzęgiem w siną dal! (Dzień 3)

To niesamowite, że każdego dnia tej wycieczki oczekiwałam na coś z wielkim podekscytowaniem. Tak było przed wyjazdem nad Ocean Arktyczny i tak samo przed przejażdżką psim zaprzęgiem! Wyjechaliśmy z samego rana, choć ciągle byliśmy w Saariselce. Kiedy dojechaliśmy na miejsce czekało na nas kilku Panów, którzy opowiedzieli nam o swoim psim stadzie, a następnie podzielili nas na dwie grupy. Pierwsza poszła od razu jeździć na psim zaprzęgu, a druga poszła najpierw się pobawić ze szczeniakami. Ja byłam w tej drugiej grupie.

  • Szczenięca zabawa

Przez te kilkadziesiąt minut ubawiłam się z tym szczeniakami co nie miara! Fantastyczne uczucie i mnóstwo endorfin, zwłaszcza dla fanów czterech łap. Szczeniaki były w różnym wieku i co najważniejsze – były kundelkami. Tak, nie było rasowych psów, tylko głównie kundle. Dzięki temu psy były silniejsze i żyły dłużej. Martwił mnie tylko fakt, że miały dość małe klatki, w których mieszkały, ale właściciele twierdzili, że dość często je wypuszczali chociażby po to, żeby je szkolić do przyszłej pracy.

Oczywiście po takiej zabawie i przytulaniu, zapach naszych ubrań pozostawiał wiele do życzenia 😀 😀 😀

  • No to w drogę

W końcu przyszedł czas na naszą kolej. Przed wyjazdem, otrzymaliśmy krótki trening prowadzenia sań. Na jakie komendy ruszać, na jakie stawać, jak hamować itp. Kierowanie nie było takie trundę, gdyż psy biegły po wydeptanej już ścieżce. Po szybkim zapoznaniu się z zasadami, dobraliśmy się w pary i wybraliśmy sanie.

O ile pamięć mnie nie zawodzi, przejazd trwał godzinę. Przez połowę tego czasu jedna osoba kierowała psim zaprzęgiem, a druga siedziała w saniach. Ja, siedziałam najpierw w saniach, ale zdecydowanie bardziej podobało mi się kiedy prowadziłam zaprzęg. Ogólnie to uczucie jest niesamowite. Zwłaszcza gdy robisz to pierwszy raz i to w takim miejscu!

Podczas trasy musieliśmy zachować odpowiednie odstępy, chociażby ze względu na bezpieczeństwo psów. Ciężko było je zatrzymać i mogły w biec na sanie przed nami. Coś o tym wiem, bo raz było mi je tak ciężko okiełznać, że ledwo co nie wjechałyśmy na następne sanie, pomimo, że hamowałam od razu!! Te psy mają naprawdę nieziemską siłę. My i tak jechałyśmy bardzo powoli, ale raz jak nam się sanie z góry rozpędziły to prędkość była znaczna! Podobno im zimniej tym lepsze prędkości są psiaki w stanie osiągnąć. Najbardziej optymalna temperatura dla nich to ok -30 stopni Celsjusza. U nas było kilka stopni poniżej 0. Ponadto, psy muszą być odpowiednio dobrane w pary. 🙂 W przeciwnym wypadku będą się gryzły. 😀 Tak samo w przypadku, gdy jeden z psów pracuje za słabo. Wówczas inne się wkurzają i go podgryzają, co widziałam na własne oczy. 😀 😀

Miejskie przysmaki

Do naszych domków wróciliśmy dość wcześnie. Choć nie wszyscy, bo nie wiem czy już wspominałam o tym, że te wycieczki, w których brałam udział były dodatkowo płatne i jechał, kto chciał (zapłacił)? Tak więc, porobiły się z nas małe grupki osób, bo nie każdy zgrywał się ze swoimi planami. Zaraz po Husky Safari, można było jechać na przejażdżkę skuterami śnieżnymi, ale ten rodzaj atrakcji już sobie podarowałam.

Tymczasem na obiad postanowiłyśmy spróbować lokalnych specjałów. I tak polecono nam udać się do restauracji (tak, o dziwo jest tam coś takiego jak restauracja 😛 ). Daniem, które nam polecono był hamburger z mięsem renifera, który nawet wyróżniał się w Menu na tle innych ofert. Tak więc ja, Włoszka i dwie Rosjanki zamówiły sobie tego Hamburgera i lokalne piwo. 😀 Ogólnie było dobre, pamiętam, że mi smakowało. Jednak nie był to aż taki smak, że byłabym wstanie teraz powiedzieć czy tradycyjny hamburger jest lepszy od tego z renifera. Musiałabym spróbować raz jeszcze. 🙂

Laponia to także gwałtowne zjawiska atmosferyczne…

Korzystając z bliskości sklepu spożywczego oraz pięknej pogody, wyskoczyłyśmy szybko jeszcze na drobne zakupy. Kiedy wracałyśmy już do naszych domków zaczynało się powoli ściemniać… jak się okazało nie był to zachód słońca, a burza śnieżna, która przyszła z zaskoczenia. Temperatura spadła gwałtownie, co natychmiast odczułyśmy, a zamieć dała nam nieźle popalić. Zamarzałam, gdyż wychodząc ubrałam się trochę lżej ze względu na piękną pogodę. Dlatego przestrzegam wszystkich, że w takich miejscach lepiej się jednak ubrać za ciepło niż w drugą stronę. Nigdy nie wiadomo jaka pogoda Cię zaskoczy. 😉

Wieczorem…

Możecie się domyślić, że się integrowaliśmy, bawiliśmy i bezskutecznie szukaliśmy zorzy polarnej. 😀

W biurze Świętego Mikołaja

Ostatniego dnia kazali nam się spakować i opuścić domki z rana. Szkoda, bo chętnie jeszcze bym została… Dali nam jeszcze trochę czasu wolnego na ostatnie zakupy i posiłek. Zbiórka w dalszą jazdę była pod biurem Świętego Mikołaja. 😀 Dokładnie tak! Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale w Saariselce stał taki piękny domek. Oczywiście musieliśmy sobie wszyscy zrobić z nim sesje zdjęciową, bo w końcu nie na co dzień bywa się w takim biurze!

Wioska Saamów

Na sam koniec czekała nas jeszcze jedna, bardo ciekawa wycieczka do wioski Saamów. Oprócz przejazdu saniami, które ciągnęły renifery (w porównaniu do Husky bardzo nudna 😛 ) czekało nas spotkanie z rdzenną ludnością krajów skandynawskich – Saamów. Do tej pory żałuję, że gdzieś zginęło mi nagranie sędziwej kobiety śpiewającej pieśni ludowe Saamów. Były naprawdę piękne. Poza tym udzielono nam też kilku informacji na temat tego ludu: Saamowie (Saami lub Sámi), Lapończycy to lud zamieszkujący Laponię – krainę historyczno-geograficzną w Europie Północnej, obecnie w granicach: Norwegii, Finlandii, Rosji oraz Szwecji. Genetycznie Samowie są dość odlegli od innych ludów żyjących w Skandynawii, wykazując stosunkowo najbliższe (acz niewielkie) spokrewnienie z Finami – przypuszczalnie w efekcie setek lat mieszania się populacji. Zajmują oni najmniej korzystne obszary tundry polarnej Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji (korzystałam ze strony Finlandia Tutaj). Całe to spotkanie było naprawdę fantastycznym zwieńczeniem tej niesamowitej wycieczki!

W wiosce Saamów mieliśmy zapewniony posiłek w postaci kiełbasek z grilla (chyba najtańsze co może być, ale były dobre i najedliśmy się do syta).

P.S. Dla niewtajemniczonych i tych, którzy nie zauważyli podpowiadam: Nie zdziwcie się, że część reniferów ma tylko jeden róg. To normalne. Renifery gubią poroże na wiosnę. 🙂

Podsumowując

Po wspaniałym spotkaniu z rdzenną ludnością, ponownie wsiedliśmy do autokaru na kilka godzin i ruszyliśmy w stronę Helsinek. Pełni wrażeń i nowych doświadczeń! Do tej pory wspominam tą wycieczkę z dreszczykiem emocji. Bardzo chciałabym kiedyś wrócić w te rejony i przespać się np. w Igloo. To by było dopiero doświadczenie! 🙂 W każdym razie, Laponia to niesamowite miejsce w Europie. Ciągle nieodkryte, dziewicze i intrygujące.

A jakie najbardziej niesamowite miejsce wy odwiedziliście?

Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw serduszko/komentarz pod postem lub polub nas na facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje! 🙂 <3

2 komentarze

  • Odpowiedz Magda | Dobrze podróżować 23 października 2018 at 15:43

    Jeeej, jaka super wyprawa. Też mi się marzy ten region. Jeszcze z noclegami w tych niby igloo ze szklanym doachem, przez który można podziwiać zorzę polarną.

    I te maleńkie husky takie słodkie. Też bym się wybrała na takie psie zaprzęgi. Dotychczas spróbowałam tylko raz w Francji i w składzie było tylko parę huskich 😉 reszta to inne rasy, dobre na krótkie trasy.

    • Odpowiedz womenofpoland 23 października 2018 at 16:23

      Cześć Magda! Tak, Laponia jest super! Właśnie dlatego chce tam wrócić bi tez marzy mi się nocleg w szklanym igloo! 😍 Jeśli chodzi o Husky, to u mnie też były skundlone. Ich opiekunowie twierdzili, że skundlone są bardziej wytrzymałe. Ile jest w tym prawdy – nie wiem – nie znam się! W każdym razie moje psiaki też były przeeeeeeeurocze ❤️😊

    Zostaw komentarz