Europa Nadrenia Północna-Westfalia Niemcy Podróże Ren

Drachenburgschloss – Smoczy Zamek w Königswinter

13 lutego 2019
Kiedy spontan rządzi wyjazdem!

Całkiem niedawno natknęłam się na bardzo przyjemny artykuł „19 najbardziej bajkowych zamków w Niemczech„. Wśród nich pojawił się tajemniczy Drachenburgschloss. Zaintrygowała mnie jego smocza nazwa, która sugerowała jakąś średniowieczną legendę. Wkrótce okazało się, że budynek nie ma nawet 200 lat. Mimo to, od razu wpisałam go na listę swoich niemieckich, podróżniczych marzeń i tylko czekałam na konkretną okazję. Nadarzyła się wyjątkowo szybko, gdyż zorganizowaliśmy sobie bezurlopowy weekend w Kolonii. Pierwszego dnia, ze względu na bardzo złą pogodę ograniczyliśmy się jedynie do krótkiego wypadu do Düsseldorfu. Niedziela zapowiadała się znacznie lepiej, dlatego postanowiliśmy ją wykorzystać intensywniej. Skoro świt (i to dosłownie, bo zimą słońce wstaje tu nawet po 8), ruszyliśmy z naszego hostelu żeby jak najszybciej dojechać do Drachenburgschloss w Königswinter. Udało nam się poznać jego sekrety, którymi chętnie się teraz z Wami podzielimy! 🙂

Jak dojechać do Drachenburgschloss?

Smoczy zamek znajduje się zaledwie 13 km od Bonn, co czyni go niezwykle dostępnym obiektem nawet dla niezmotoryzowanych turystów. My akurat ruszaliśmy z Kolonii, z której również można się dostać do Königswinter. Pociągi RE kursują średnio co 30 min, a przejazd trwa ok. 45 min. Kupiliśmy grupowy bilet dzienny do 4 strefy przez aplikacje na telefon, dzięki czemu zapłaciliśmy 25.5, a nie 27 euro. Zdecydowaliśmy na tego typu zakup, gdyż tego dnia czekał nas jeszcze przejazd na lotnisko. Tutaj możecie sobie sprawdzić ile kosztują bilety czasowe lub pomiędzy konkretnymi miejscowościami.

Königswinter

Po szybkiej i sprawnej podróży Deutsche Bahnem, docieramy do Königswinter. Na pierwszy rzut oka czujemy się tu jak w jakiejś dziurze zabitej dechami! Wszędzie cicho i pusto, a panosząca się jeszcze mgła skutecznie pogłębiała to wrażenie. Nie zapowiadało się na powalającą na kolana atrakcje, ale z drugiej strony wolę tak, niż tłumy (azjatyckich) turystów pod Neuschwanstein.

Ruszyliśmy w stronę zamku, który według Google miał być otwarty od 10:00. Niestety, dostałam tu porządną nauczkę, żeby nie traktować Google jako wiarygodnego źródła wiedzy pod kątem godzin otwarcia. Okazało się bowiem, że o 10 otwierały się dopiero kasy do kolejki, która i tak pierwszy wjazd miała dopiero o 11, a zamek otwierał się o 12. 😀 I weź tu człowieku zrozum zasadność tych godzin funkcjonowania?

Zniesmaczeni tym faktem zanurzyliśmy się w uliczki Königswinter w poszukiwaniu jedzenia. Nie było to łatwe zadanie w tak małym mieście w niedzielny poranek. Na szczęście udało się coś zjeść i nabrać sił przed dalszą wędrówką! 🙂

I podejście do Drachenburgschloss

Mając z tyłu głowy, że jesteśmy ograniczeni czasowo, decydujemy się na piesze wejście, oglądnięcie zamku z zewnątrz i powrót.

Przy wejściu na trasę widnieje informacja o stromym nachyleniu. Szacowany czas przejścia to ok. 30 minut. Obydwie te informacje sprawdziły się w praktyce. Rzeczywiście pierwszy odcinek jest niebywale stromy (być może ma on zachęcić do skorzystania z kolejki, która kosztuje 10 euro)? 😀 Wraz z wysokością trasa staje się łagodniejsza i bardziej malownicza. Po drodze znajduje się kilka punktów, z których można podziwiać panoramę okolicy! 🙂

Ku naszemu rozczarowaniu, po dotarciu do zamku, okazało się, że jest on tak ogrodzony, że podziwianie go jedynie z tej perspektywy jest stratą naszego czasu i pieniędzy. Jednak była dopiero 10:30, więc co zrobić z taką ilością czasu?

Na nieco wyższym wzgórzu nieopodal Drachenburgschloss, znajdują się ruiny średniowiecznego zamku Drachenfells. Do niego też dojeżdża kolejka, ale skoro zdecydowaliśmy się na wersję pieszą ruszamy przed siebie (no bo nie będziemy stać pod zamkiem 1,5 godziny). Z żalem odkrywamy, że z powodu ciężkich warunków na trasie i dużego oblodzenia szlak jest zamknięty, ale jest też trasa która prowadzi naokoło. Niestety, nie wyglądała ona lepiej. Pomijam już fakt, że była bardzo stroma, bo nadal zalegało na niej mnóstwo lodu i śniegu. Z bólem poddaliśmy się, ale nieodpowiednie obuwie i ubranie uniemożliwiały nam dalszy trekking. Pamiętajcie jednak, że w okresie letnim, ruiny średniowiecznego Drachenfells są obowiązkowym punktem – rozciągają się z nich wspaniałe widoki na Drachenburgschloss.

Żeby zabić nieco czas, udaliśmy się do jedynej otwartej tu kawiarni. Pocieszyliśmy się znakomitym brownie podanym na ciepło z lodami i bitą śmietaną za 5 euro! Przy okazji, mieliśmy trochę czasu żeby zapoznać się z historią zamku i regionu!

Czy to historia Śródziemia?

Nie wiem co było w tym brownie, ale w kawiarni przenieśliśmy się do magicznego świata legend. W końcu nie bez powodu zamek „nosi w swoim członie” smoka! 🙂 Jak się okazało, jest to nazwa, która nawiązuje do powieści z mitologii germańskiej i nordyckiej, a konkretnie do bohatera z Pieśni o Nibelungach!

Fafnir, by posiąść wielki skarb, zabił własnego ojca i wypędził brata Regina. Ten straszny i haniebny czyn sprawił, że zamienił się w smoka. Bronił skarbu, bryzgając jadem i budząc lęk samym bogactwem. Regin postanowił namówić walecznego Zygfryda do zgładzenia swojego brata smoka. Wojownik przyjął wyzwanie i zabił smoka legendarnym mieczem znanym jak Gram. Krew, która spłynęła ze smoka na bohatera, sprawiła, że stał się on odporny na wszelkie ciosy. Regin napił się krwi Fafnira, wyrżnął mu serce i od Sigurda zażądał upieczenia go. Wojownik spełnił polecenie, lecz przypadkowo sparzył się pieczenią w palec i włożył go do ust. Zrozumiał wtedy mowę ptaków i usłyszał, jak sikorki rozmawiają o podstępie Regina, chcącego go zabić i zagarnąć skarb, więc uprzedził zdrajcę, zabijając go Gramem. Spożył serce Fafnira i wypił krew obu smoczych braci, a następnie znalazł legowisko i zabrał cały przeklęty skarb pod wpływem uzyskanych cech potworów.

Prawda, że ów historia brzmi znajomo? Jeśli oglądaliście/czytaliście Hobbita, to już wiecie skąd Tolkien czerpał inspiracje! 🙂

Malownicze Siedmiowzgórze

Niesamowite legendy często mają odzwierciedlenie w krajobrazie, z którego pochodzą. Nic dziwnego, że to właśnie tu znajdowało się umownie przyjęte legowisko smoka! Drachenburgschloss znajduje się na jednym ze szczytów tak zwanego Siedmiogórza! Według Wikipedii: Nazwę gór wywodzi się często od siedmiu charakterystycznych gór: Ölberg, Löwenburg, Lohrberg, Nonnenstromberg, Petersberg, Wolkenburg i najsłynniejszy Drachenfels. W rzeczywistości w paśmie znajduje się ponad 40 wyróżniających się szczytów, a nazwa ma związek z symboliczną wartością liczby siedem, wyrażającej „pełnię”, czy „wielość”.

Warto też wiedzieć, że zalesione pasmo górskie jest tak naprawdę pochodzenia wulkanicznego. Aktywność wulkanów szacuje się na około 25 mln lat przed naszą erą. Zakładam, że to one przyczyniły się do termalnych właściwości Akwizgranu! Nic dziwnego, że miejsce to jest jednym z symboli niemieckiego romantyzmu! 🙂

[Update z kwietnia]

Podczas kwietniowego pobytu w Bonn, zdecydowałam się na ponowny wypad na Drachenburgschloss. Tym razem udało się wyjechać na samą górą i podziwiać wspaniałe Siedmiogórze oraz romantyczne ruiny zamku Drachenburg! 😊

II podejście do Drachenburgschloss

Wyedukowani zmierzamy w końcu do bram zamku. Na krótko przed 12 otwierają się przed nami żelazne wrota. Wraz z nami wchodzi grupka ludzi, ale raczej nie ma mowy o dzikich tłumach. Kupujemy bilety za 7.5 euro. Mamy możliwość zabrania audioguide, ale żeby się za długo nie zasiedzieć, rezygnujemy z niego.

Jak już Wam wspomniałam historia zamku jest dość krótka, bo rozpoczyna się dopiero w II połowie XIX wieku. Nie zbudował go żaden król czy książę, tylko bogaty finansista Stephan von Sarter. Zamek wybudowano w rekordowym tempie. Wystarczyły zaledwie dwa lata na ukończenie budowy. Powstała wówczas romantyczna budowla przypominająca dawne średniowieczne zamki. Niestety, właściciel zamku nie miał okazji się nim nacieszyć, gdyż wkrótce zmarł. Zamek przechodził wówczas z rąk do rąk, a w trakcie II Wojny Światowej przemianowany został na placówkę szkoląca narodowo-socjalistyczne kadry Adolf-Hitler-Schule. Po Wojnie Drachenburgschloss został odkupiony przez władze regionu Nadrenia Północna Westfalia i przeszedł gruntowną renowację. Od 2010 roku jest udostępniony turystom.

Ze względu na „świeżość” obiektu, wnętrza zamku są niezwykle piękne i czarujące. Nie nastawiajcie się jednak na długie zwiedzanie! Malbork to to nie jest, więc spokojnie 30 minut Wam wystarczy. 🙂 W środku zwróćcie szczególną uwagę na malownicze witraże! Są obłędne! 🙂

Czas nas naglił, ale w pełni nacieszyliśmy oczy i duszę smoczym zamkiem. Pędem ruszyliśmy w stronę stacji, żeby zdążyć na pociąg do Kolonii. Mieliśmy tak dobre tempo, że udało nam się dojść w nieco ponad 20 minut! 🙂

Mam nadzieję, że zainteresowałam Was historią zamku, jak i całego regionu. Osobiście czuje lekki niedosyt, że byłam tu w niezbyt sprzyjającym okresie. Jednak znając moje szczęście do Niemiec, nie zdziwiłabym się gdybym za jakiś czas znowu tutaj zawitała! 😀

Jeżeli lubisz podróżować po Niemczech tak jak my i chcesz być z nami na bieżąco, albo może chcesz pochwalić się swoimi odkryciami w tym pięknym kraju, to zapraszamy do grupy: Podróże po Niemczech 

Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw serduszko/komentarz pod postem lub polub nas na facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje!  <3

Brak komentarzy

Zostaw komentarz