Europa Mazury Podróże Polska

Mazury – jak zorganizować udany weekend?

18 sierpnia 2019
Mój pierwszy raz – Mazury cud natury!

Wstyd się przyznać, że dopiero w wieku 27 lat, po odwiedzeniu 30 krajów i ponad 400 miast, w końcu dotarłam na Mazury! Nie wiem dlaczego, ta piękna kraina tak bardzo była mi nie po drodze. Zawsze miałam świadomość jej piękna, ale ciągle brakowało mi na nią czasu. W końcu, w pewien czerwcowy weekend, dojechaliśmy do miejsca, o którym od dawna marzyłam. Zanim jednak to nastąpiło, przeczytałam w sieci mnóstwo wpisów o Mazurach. Niby człowiek wie co się tutaj robi, ale ja chciałam mieć pewność, że niczego nie przegapię, a mój pierwszy wyjazd w te rejony będzie wyjątkowy! Czy mi się to udało? Ha! Nawet nie spodziewałam się, że aż tak dobrze mi to wyjdzie! Zobaczcie jak spędziliśmy 3 dni na Mazurach i co takiego wyjątkowego się tutaj wydarzyło!

Spływ Krutynią

Nasza wycieczka rozpoczyna się w sobotę rano. Wyjeżdżamy z Warszawy przed godziną 09:00. Zapowiada się piękny, ciepły, czerwcowy dzień – idealnie trafiliśmy z pogodą na nasz wyjazd. 

Dwie i pół godziny później meldujemy się już na parkingu w miejscowości Ukta. To właśnie tu rozpoczyna się nasza mazurska przygoda. Przebieramy się w wygodne dresy i idziemy wynająć kajak. Ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu, cena za wypożyczenie dwu-osobówki to tylko 50 zł. za dzień. Wraz z kajakiem otrzymujemy numer telefonu do właścicieli wypożyczalni, którzy odbiorą nas wedle życzenia z Nowego Mostu lub Iznoty.

To tylko 4 godziny i 16 kilometrów! 🙂 Część I.

Pierwsze pociągnięcia wiosłami nie wychodzą nam najlepiej, ale szybko uczymy się nimi „obsługiwać”. Nie jest to dla nas nowość, zwłaszcza że będąc na Campie w Stanach pływałam kajakiem po jeziorze czasami nawet kilka razy w tygodniu! 🙂 Mimo to, do mistrzyni mi daleko, a sterowanie dwójką jest znacznie trudniejsze od jedynki! 😛 Przynajmniej dla mnie.

Trasa z Ukty do Iznoty ma 16 km., a jej pokonanie zajmuje ok. 4 godzin. Spływ można też zakończyć w okolicach Nowego Mostu na 8 km. Oczywiście decydujemy się na całość trasy, choć na początku nie byliśmy pewni czy damy radę zrobić 16 km.

Początek trasy jest najbardziej zatłoczony. Wszystko z powodu wodowania kajaków i oswajania się z nimi, co sprawia, że z powodu dużej ilości osób jest tu trochę ciasno. Na szczęście im dalej odpływamy, tym coraz mniej ludzi.

Pierwszy odcinek spływu prowadzi przez wąskie koryto Krutyni. Otacza nas gęsta roślinność w postaci Tataraków, Szuwarów, Nenufarów itp. Woda choć czysta, jest gęsto zarośnięta roślinnością, co raczej nie zachęca do pływania, ale do kajakowania jak najbardziej. Po niecałych dwóch godzinach dopływamy do Nowego Mostu, gdzie robimy około 40 minutową przerwę na lody i radlera. Można też zamówić coś do jedzenia, ale wówczas trzeba strasznie długo czekać, a ceny też nie najniższe! 😛

Część II

Drugi etap trasy (z Nowego Mostu do Iznoty) w naszym odczuciu jest znacznie ciekawszy niż pierwszy. Przede wszystkim im dalej jesteśmy od naszego miejsca postojowego, tym coraz mniej ludzi spotykamy. Widoki wciąż zapierają dech w piersi, zwłaszcza przy wpłynięciu na Jezioro Gardyńskie. Cisza i pustka na horyzoncie są nie tylko piękne, ale też paraliżujące. Nie ma jak przybić do brzegu, bo nie do końca wiadomo gdzie on się zaczyna. Nie ma żadnych znaków, a z jeziora trzeba jakoś wypłynąć na dalszą część trasy. Warto mieć ze sobą wówczas mapkę (na telefonie nie zawsze jest zasięg), żeby wiedzieć, że po wpłynięciu na jezioro, trzeba kierować się na prawo i szukać ujścia wśród gęstej roślinności. Jeśli znajdziecie już „wyjście” z jeziora, to trzymajcie się lewej strony. Czeka Was tu jeszcze jeden skręt w lewo. Jeśli go przegapicie, to będziecie pływać sobie po jeziorze. 😉 Zalecam szczególną czujność w tym miejscu, bo jezioro nie jest w żaden sposób oznaczone i łatwo się tutaj zgubić. 

Jeśli w zielonej gęstwinie, dostrzeżecie piękne, drewniane domki znane jako Kraina Alkos, to znak, że Wasza przygoda dobiega końca. Obsługa wypożyczalni powie Wam, gdzie powinniście się zatrzymać. Miejsca do tego przeznaczone są dokładnie oznaczone.

Tak jak pisali, podróż wraz z przerwą na lody zajęła nam około 4 godzin. Było fantastycznie!

Restauracja Baszta w Piszu

Po 16 kilometrowej przeprawie należał nam się solidny obiad. Nocowaliśmy w pobliżu miasta Pisz, więc to tam postanowiliśmy się wybrać na obiad. Byliśmy tu aż dwa razy (w sobotę i w poniedziałek), więc śmiało możemy Wam polecić tą restaurację. Smaczne dania, szybka i sympatyczna obsługa, aczkolwiek ceny dość wysokie jak na tak małą miejscowość! Za obiad z napojem trzeba liczyć około 30 zł.

Villa Village

Na Mazurach nocowaliśmy w Szczechach Małych koło Piszu nad jeziorem Roś w Villi Village. To miejsce ukryte od wielkomiejskiego zgiełku, prowadzone przez sympatyczne małżeństwo. Świetnie urządzona willa, a do tego znakomite śniadania serwowane prosto od serca! Duży ogród i położenie tuż nad jeziorem zapewni Wam wiele możliwości spędzania wolnego czasu. Szkoda tylko, że pobliski brzeg jeziora jest tak gęsto zarośnięty roślinnością, że nie da się przy nim pływać. Można za to podziwiać niezapomniane zachody słońca!

Podczas takiego pięknego zachodu słońca, chciałam polatać trochę dronem i porobić kilka fajnych zdjęć. Niestety, kiedy wkładałam kartę do kamery, zamiast wejść do niej gładko, postanowiła wystrzelić niczym z procy i wpaść prosto do jeziora Roś. Możecie zapytać Darka jak bardzo obraziłam się wtedy na cały świat. Chciałam zostać nad tym jeziorem i poczekać dopóki nie wyschnie, żeby zabrać kartę, ale niestety pokonała mnie plaga komarów! 😀 Po weekendzie pojechaliśmy do sklepu elektronicznego w Piszu i kupiliśmy nową kartę! Szkoda tylko, że już nie było okazji do zrobienia zdjęć podczas zachodu.

Jezioro Roś

 

30 km na rowerze

Po kajakowej sobocie, przyszła kolej na rowerową niedzielę. Nasz obiekt udostępniał swoim gościom rowery, z czego postanowiliśmy skorzystać. Przygotowaliśmy sobie 30 kilometrową trasę na rowerze, której głównym celem były punkty widokowe nad największym Jeziorem w Polsce – Śniardwy. Najpierw dotarliśmy w okolice Wysokiego Brzegu, gdzie postanowiłam też trochę popluskać się w wodzie. Po szybkiej ochłodzie w jeziorze, ponownie wskoczyliśmy na rower i pojechaliśmy w stronę Szerokiego Brzegu. Niestety, czas już nas trochę naglił, bo na dzisiejszy wieczór mieliśmy jeszcze plany, a po drodze trzeba było zjeść obiad i dojechać do Giżycka. Zrobiliśmy kilka zdjęć i ponownie wsiedliśmy na rower, żeby dojechać do naszej Willi. Poniżej zamieszczam mapkę z trasy:

Nieudany obiad

Nie spodziewaliśmy się, że niedzielny obiad na Mazurach okaże się tak dużym wyzwaniem. Najpierw zajechaliśmy do Zajazdu Wiejskiego w Szczechach Wielkich, który oprócz hotelu prowadzi restauracje. Niestety przez 15 minut nawet nikt nie podszedł z obsługi do naszego stolika. Z grupki osób, która usiadła obok nas każdy dostał menu, a nam nawet nie raczyli podać 1 karty na dwie osoby. Rozżaleni wyszliśmy.

Podobny los spotkał nas w Tawernie Marina. Tutaj zdążyli nas obsłużyć pomimo, że zaznaczyliśmy, iż mamy tylko 40 minut na posiłek. Obiecali, że zdążą na czas, ale kiedy po 35 minutach zapytaliśmy, czy wydadzą nam zaraz jedzenie, a odpowiedź była negatywna, to podziękowaliśmy i wyszliśmy. Chyba nawet we Włoszech nie spotkaliśmy z tak złą i powolną obsługą jak na Mazurach.

Motolotnie Mazury

Cały ten pośpiech spowodowany był moim lotem motolotnią, który był zaplanowany na 17:45. Tak jak już Wam wyżej pisałam, był to mój pierwszy pobyt na Mazurach i chciałam żeby był on wyjątkowy. Nigdy wcześniej nie leciałam motolotnią, a Mazury wydały mi się perfekcyjnym miejscem do zrobienia tego po raz pierwszy. O motolotniach nad Mazurami dowiedziałam się z innego bloga, ale w naszym ośrodku też widziałam reklamy. Trochę się obawiałam, czy w ogóle mi się uda, bo umawiałam się zaledwie z dwudniowym wyprzedzeniem. Na szczęście pogoda i termin spasował! 10 minutowy lot z możliwością nagrywania kosztował mnie 330 zł. Na oficjalnej stronie Motolotnie Mazury znajdziecie pełną ofertę firmy. Start Motolotni odbywa się z pola w Antonowie.

Jak się domyślacie, było nieziemsko fantastycznie! 😉 Raz, że było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, a dwa to fakt, że Mazury z góry to prawdziwy cud natury! Wszystko za sprawą dużej ilości jezior, które z lotu ptaka przypominają bardziej ogromne kałuże, a pływające po nich statki wyglądają jak tik-taki! To właśnie dla takich widoków zdecydowałam się na ten lot, bo sam nie jest dla mnie przyjemnością (tak naprawdę to ja się boję latać, ale dla pięknych widoków umiem się poświęcić). Zainteresowanych odsyłam do filmiku!

Obiadokolacja

Kiedy emocje opadły, głód ponownie dał o sobie znać. W końcu dzień miał się już ku końcowi, a my byliśmy tylko po śniadaniu, tylko po 30 km. na rowerze, tylko po godzinnej jeździe autem i tylko po locie na Motolotni (ale to tylko ja). Głodni i zmęczeni poszliśmy na burgery do Wieprz & Pieprz w Giżycku. Tym razem rzeczywiście szybko zostaliśmy obsłużeni, ale dobrego zdania o tym miejscu też nie mam. Mięso w moim burgerze było tak okropnie suche, że ledwo go zjadłam. Ten dzień pod względem kulinarnym nie należał do najlepszych.

Trening na największym jeziorze w Polsce

Poniedziałek był naszym ostatnim dniem na Mazurach. Tego dnia miałam pociąg z Warszawy do Krakowa o 20, więc postanowiliśmy wykorzystać czas maksymalnie do południa, a potem ruszyć w stronę w Warszawy.

Rano polataliśmy trochę dronem wokół naszej willi i jeziora Roś (zdjęcia wyżej). Następnie spakowaliśmy manatki i ruszyliśmy nad wodę. Na krótki relaks wybraliśmy plażę w Gutowie. Bardzo przyjemne, czyste i zadbane miejsce. Jezioro Śniardwy jest w tym miejscu płytkie i niezbyt zarośnięte, co sprzyja pływackim treningom. Popływałam nie całą godzinę, a Darek w tym czasie robił zdjęcia. 

W ten sposób zakończył się nasz krótki, ale jakże intensywny weekend! Mazury oczarowały nas swym pięknem i niezliczonym bogactwem jezior. Do tej pory mam sobie za złe, że tak późno tu dotarłam, ale najważniejsze, że w końcu się udało. Teraz Wam sprzedaje przepis na udany weekend. Może się skusicie? 🙂 

Dajcie znać jak Wy spędzacie swój urlop na Mazurach i koniecznie podzielcie się w komentarzu innymi pięknymi miejscówkami w tej krainie. To na pewno nie był nasz pierwszy i ostatni raz tutaj! 🙂 Teraz już wiem, dlaczego ludzie tak kochają Mazury!

Koniecznie zobaczcie nasz filmik z Mazur!!

Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw serduszko/komentarz pod postem lub polub nas na Facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje! 🙂 <3

2 komentarze

  • Odpowiedz Kraina Alkos 30 września 2019 at 15:04

    Małe sprostowanie 🙂
    Kraina Alkos to nie małe drewniane domki.Wystarczy wpisać w google i sprawdzić.
    Pozdrawiam serdecznie
    Kraina Alkos

  • Zostaw komentarz