Europa Małopolska Podróże Polska

Lanckorona – zwolnij! Prawdziwe życie jest tu i teraz.

18 września 2019
Na spontanie

Nie sądziłam, że moje życie będzie jeszcze wstanie przyspieszyć. Ale cóż, stało się. Znowu nabrałam wiatru w żagle i teraz nie mogę zwolnić. Nie wiem co stało się z moją tegoroczną zimą, kiedy była wiosna i kiedy minęło lato. Nie wiem też jak udało mi się wytrzymać 4 miesiące bez wyjazdu za granicę. No, ale to akurat najmniejszy problem, bo w końcu mogłam się skoncentrować na zwiedzaniu naszego pięknego kraju, choć po ciężkim tygodniu pracy nie zawsze mieliśmy na to ochotę. Na szczęście, okazało się, że nawet nie znamy swojej najbliższej okolicy! Postawiliśmy zatem na leniwe, weekendowe, późno popołudniowe wycieczki, bez większych planów. Ta rzadko praktykowana przez nas forma podróżowania, okazała się świetnym rozwiązaniem na krótki reset i dobrą zabawę. Nie spodziewaliśmy się, że tyle piękna kryje się „tuż za rogiem”. Za jednym z nich, była Lanckorona.

Jak dojechać do Lanckorony? 

Bez pośpiechu! Z Krakowa to zaledwie ok. 30 km, które w sobotnie popołudnie pokonujemy w nieco ponad 30 minut. Najlepiej przyjechać tu samochodem, choć nie gwarantuje Wam, że bez problemu znajdziecie miejsce parkingowe. Alternatywą może być rower, co też często praktykują sprawni mieszkańcy okolicy. Jeszcze większą alternatywą może być przejazd pociągiem do Kalwarii Zebrzydowskiej, która znajduje się zaledwie 5 km od Lanckorony. Według Google Maps spacer z dworca trwałby zaledwie godzinkę.

Puk, puk – czy ktoś tu jeszcze mieszka?

Objechaliśmy Lanckoronę dwa razy, aż w końcu wcisnęliśmy auto przy stromej ul. J. Piłsudskiego. Jak się okazało, była to bardzo zła decyzja, ale o tym za chwilę. Już po wyjściu z samochodu mamy wrażenie, że jesteśmy w zupełnie innym świecie. Domy stojące przy wspomnianej wyżej ulicy nie przypominają tych, które zazwyczaj widzimy na co dzień. Większość z nich zachowała dawny styl budownictwa, w którym można wyróżnić chociażby szerokie bramy przez które przejeżdżały zaprzężone wozy. Dziś, większość z nich kryje przejścia do rozległych ogrodów. 

 

Powoli

Rynek w Lanckoronie uważany jest za jeden z najbardziej malowniczych w Polsce. To zasługa drewnianych domów, które zachowały tradycyjny, unikalny, charakter. Większość z nich przerobiono na kawiarnie lub sklepy z lokalnym rękodziełem. Nic dziwnego, że mieszkańcy Krakowa przyjeżdżają tu w weekend na kawę by spowolnić trochę swój tryb życia. To idealne miejsce na krótki relaks z książką lub z swoim pupilem. Zresztą, sama Lanckorona tak właśnie się promuje!

Spokojnym krokiem zaglądnijcie na chwilę do Muzeum Etnograficznego. Nie kosztuje dużo, ale nie oferuje też za wiele. Udostępnione są dwie izby, głównie z wyposażeniem z przełomu XIX i XX wieku lokalnych domów, a trzecia poświęcona jest historii Konfederacji Barskiej, z którą związana jest Lanckorona.

Jak tu wysoko!

Wdrapaliśmy się po schodach pod kościół św. Jana Chrzciciela. Nie spodziewaliśmy się, że zastaniemy tam całkiem fajny widok na pobliską zabudowę, a nawet dalsze krajobrazy. W końcu Lanckorona położona jest 500 m n.p.m. Przy okazji zapoznajemy się z długą historią Lanckorony. W kronikach Jana Długosza pojawia się już w XIV wieku. To tereny, które wzbogaciły się dzięki częstym wizytom Kazimierza Wielkiego, który przyjeżdżał tu z Wawelu na łowy. Niektórzy uważają, że ufundował zamek, z którego niewiele dziś pozostało, ale tak naprawdę badacze wciąż nie są pewni kiedy tak właściwie powstał. Prawdopodobnie, Wielki Król ufundował też wspomniany wyżej kościół, ale największym zaszczytem było nadanie miejscowości praw miejskich. Okres prosperity trwał dość długo, jednak w XVII wieku podczas Potopu Szwedzkiego miasto mocno podupadło. W XVIII miały tu miejsce bitwy konfederatów Barskich, które nie polepszyły losu miasta. W końcu, w 1934 roku Lanckorona utraciła prawa miejsce i do dziś ma status wsi. 

Prawie bezstresowo

Choć wyjazd miał być pełen relaksu i sielanki, to nie do końca wyszło tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Pora na rozwinięcie myśli z początku wpisu, czyli dlaczego nie polecamy parkować przy ulicy Piłsudskiego:

Kiedy Darek zaciągał hamulec ręczny, rzucił od niechcenia Mam nadzieję, że ta drezyna (pieszczotliwe określenie auta mojej mamy) się nie zsunie. Nawet przez moment taka myśl nie przeszła mi przez głowę, więc zamknęliśmy auto i poszliśmy przed siebie. W trakcie spaceru trochę „poiskrzyło” między nami, więc Daro poszedł w stronę zamku, a ja poszłam na ulicę, gdzie zostawiliśmy auto. Było tam mnóstwo pięknych domów, które chciałam sfotografować. Nie sądziłam jednak, że znajdę się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Podczas robienia zdjęć usłyszałam dziwny dźwięk, a zaraz potem zobaczyłam jak nasze autko zaczęło się delikatnie zsuwać tyłem. Nie wiele myśląc rzuciłam się na bagażnik i z całych sił zaparłam nogami. Drżącymi rękoma zadzwoniłam do Darka, modląc się w duchu żeby nie był na mnie aż tak wkurzony, żeby nie odebrać telefonu. Na szczęście odebrał i rzucił się pędem (bo on miał klucze do auta), żeby mi pomóc. Chwilę to trwało, bo jak się okazało był po drugiej stronie Lanckorony, więc przez 5-10 minut stałam sobie i trzymałam auto. Muszę przyznać, że robiłam to tak profesjonalnie, że nawet nikt nie zapytał czy wszystko w porządku! 🙂 Mieliśmy też trochę szczęścia, że za nami była brama wjazdowa, więc do kolejnego auta była całkiem spora przerwa. Dobrze, że dzisiaj piszę o tej historii z uśmiechem na twarzy, bo mogła się ona zupełnie inaczej skończyć.

Prawie nam się udało

Nasz bezstresowy, slow-lifowy wyjazd nie do końca nam wyszedł. Najpierw się popsztykaliśmy, potem zestresowało nas zsuwające się auto, a Darek pobił rekord w zbieganiu z Lanckorońskiego Zamku na ulicę Piłsudskiego. A jakby człowiek sobie to zaplanował, to nigdy by tak nie wyszło. 😉

A jeśli szukasz ciekawych inspiracji na weekend w okolicach Krakowa, to zaglądnij do naszego wpisu z Zalipia! 🙂

Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw serduszko/komentarz pod postem lub polub nas na Facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje!

4 komentarze

  • Odpowiedz antekwpodrozy.pl 26 września 2019 at 14:32

    Lanckorona jest prześliczna 🙂

  • Odpowiedz Kinga - kingagajatravels.pl 26 września 2019 at 15:06

    Ale mieliście przygodę! Dobrze, że zjawiłaś się tam w odpowiedniej chwili 🙂
    Lanckorona jest na mojej podróżniczej liście, ale jakoś zawsze bliżej mi na Sycylię niż żeby zobaczyć podkrakowskie okolice. Mam nadzieję, że tej jesieni uda mi się tam wybrać, bo te domki są przeurocze. Czuć ten spokój i sielskość tego miejsca.

    • Odpowiedz womenofpoland 26 września 2019 at 18:24

      Hej Kinga! Dobrze, że z happy-endem! 😃 znam ten ból, bo Lanckoronę mam na wyciągnięcie ręki, a dopiero teraz ją w końcu zobaczyłam! ❤️

    Zostaw komentarz